Strony

środa, 19 listopada 2014

"Głuche pióro" Prolog

 Jessica Dinkins zamaszyście rzuciła swoją torbą, a ta potoczyła się po podłodze i zatrzymała dopiero przy ścianie, obok plecaków jej znajomych z klasy. Dziewczyna uniosła dłonie w triumfalnym geście, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Wykonała swój, znany już wszystkim, taniec zwycięstwa.
- Gooool!- zawołała, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Paru chłopaków ze starszej klasy, którzy właśnie przechodzili korytarzem, spojrzało na nią z ciepłym uśmiechem. Jeden z nich szepnął coś do drugiego, co szczerze ucieszyło dziewczynę. Poprawiła swoją fryzurę, po czym oparła się o nisko osadzony parapet. Westchnęła, napawając się samotnością.
 O Jessice Dinkins wiem naprawdę niewiele. Słyszałam jedynie, że gra w drużynie piłki nożnej, razem z o rok młodszym bratem i jest osobą lubiącą się popisywać. Gdy tak na nią czasem patrzę, myślę sobie co by było, gdybym znała ją bardziej osobiście. Czy inaczej bym ją wtedy opisała? Być może podałabym więcej szczegółów.
 Jednak dzięki temu, że jestem tutaj gdzie jestem, wyspecjalizowałam się w dokładnym opisywaniu wyglądu. Będąc w tym temacie, Jessica jest bardzo charakterystyczna, jeśli chodzi o cechy zewnętrzne. Przede wszystkim prawie zawsze, nawet zimą, nosi krótkie spodenki, przez co doskonale widać siniaki na jej kolanach i łydkach. Mogę dzięki temu zgadywać, jak wygląda jej gra na boisku. Z pewnością poświęca się dla zdobycia punktu.
 Dziewczyna ta dodatkowo ma krótkie włosy w odcieniu ciemnego drewna. Kosmyki te są niewyobrażalnie piękne, nawet jeśli należą do piłkarki, która zawsze związuje je w niewielką kitkę z tyłu głowy. Na jej twarzy widoczne są nieliczne piegi, które przez lato stały się mniej widoczne, dzięki słońcu. Opalenizna za to zupełnie mi nie pasowała, do jej niebieskich oczu wpadających w bladą szarość. Właściwie to nie tylko ja nie potrafię określić jaki to jest naprawdę kolor. Słyszałam kiedyś jak jej dobra znajoma z klasy, Tiffany, pytała ją właśnie o to. Sama Jessica nie udzieliła sprecyzowanej odpowiedzi.
 A skoro już wspomniałam o Tiffany Mireles, to warto by było rozwinąć ten temat, gdyż dziewczyna ta jest jedną z tych, które lubię obserwować najbardziej. Dlaczego? Przede wszystkim jest ona istotą rozsiewającą wszędzie bezinteresowne uśmiechy. Podoba mi się też fakt, że nie ulega presji grupy i nawet jeśli jej znajomym zdarza się komuś dokuczać, ona staje w obronie poszkodowanego. Co najlepsze, nikt nie ma jej tego za złe.
 Jednym słowem rozsiewa ona wokół siebie aurę przyjaźni. Dlatego może Jessica Dinkins często z nią rozmawia, mimo iż nie mają wspólnych zainteresowań, ponieważ Tiffany gra na harfie, co sprawia, że nie ma pojęcia o sporcie. Ale status muzyka bardzo pasuje do jej wyglądu. Ma ona długie, bardzo jasne, a co za tym idzie, też delikatne i zwiewne włosy, o połysku pereł. Jej podłużna, jasna twarz współgra z granatowoniebieskimi oczami w ciemnej oprawie. Może nie powinnam się tym tak zachwycać, ale nawet sam jej głos jest melodyjny i lekki. Faworyzowanie nie jest dobre, nie przepadam za tym, jednak Tiffany Mireles mogę zaliczyć do swoich wyjątków.
 Wracając do zdarzeń z tej właśnie przerwy, na której Jessica zwróciła uwagę starszych chłopców, podczas rzutu torbą. Tego dnia Tiffany nie przyszła do szkoły. Najwyraźniej się rozchorowała. Uprzedniego dnia słyszałam, jak razem z Christy i Evelyn, zupełnie innymi dziewczynami, o których opowiem już kiedy indziej, umawiały się na lody. A przecież jest już październik. Nic dziwnego, że mogła poczuć chrypę i ból gardła. Niestety nie wiem co się tak naprawdę stało, jedną z ważniejszych rzeczy jest to, że Jessica została sama.
 Stała więc oparta plecami o parapet i wpatrywała się w głąb korytarza. Duma ze zwrócenia na siebie uwagi, wygasała. Więc cóż mogła dalej robić? Zostało jej całe siedem minut, a wciąż tylko trwała w jednym miejscu, rozmyślając.
 Czasem chciałabym móc się ruszyć i namówić ludzi do działania. Na takim nic nierobieniu, marnują jedynie swój cenny czas, który może zostać wykorzystany w bardziej kreatywny sposób. Tym razem, wyręczył mnie Mario Albers. Jest to chłopak dziwny, jeśli wolno mi się tak wyrazić. Nosi zazwyczaj dość kolorowe ubrania, aczkolwiek do siebie starannie dopasowane. Jego wyraz twarzy zawsze się śmieje. Przyznam że gdy jest sam, wygląda tak jakby myślał "Nikt nie jest godzien mojego towarzystwa, dobrze im tak". Jednak to nie może być prawda. On wcale taki nie jest, gdy poobserwuje się go dłużej.
 Podszedł do Jessici żwawo, szybko, aż nie zdążyła się zorientować, że jest gdzieś w pobliżu. Na jego twarzy od razu wymalował się uśmiech. Dziewczyna jednak wcale się nie odezwała, nie specjalnie przepadała chyba za jego towarzystwem. Doprawdy to godne podziwu, bo świadomość tego wcale Maria nie zraziła. Również oparł się o parapet, po czym zdecydował zacząć rozmowę.
- Więc wiesz może co klasa wymyśliła na mikołajki?- zainteresował się, niby zupełnie obojętnie. Ja jednak słyszałam w jego głosie nadzieję, że ta rozmowa w miarę możliwości rozkwitnie. Sama trzymałabym za to kciuki, gdybym je miała.
- Nie.- odparła, najpierw krótko i bez wyrazu, Jessica. Później jednak spojrzała na chłopaka.- Wydaje mi się, że jeszcze nic nie jest ustalone?- dodała. Mario milczał. Stał do mnie tyłem, dlatego nie mam pojęcia jaki był jego wyraz twarzy.
- Tak.. Chyba masz rację..- stwierdził w końcu, po namyśle. Wiedziałam że myślał, zawsze mówił tym tonem w takim stanie.
- Ale ja osobiście chciałabym, żebyśmy poszli na pizzę.- dziewczyna wyraziła na głos własne zdanie, co i mnie i Maria zaskoczyło tak samo.- A ty?
 Chłopak podskoczył jakby z przejęciem. Mogłabym się wtedy uśmiechnąć, na taki widok.
- Cóż! Pewnie wybrałbym to samo!- oznajmił z wielkim entuzjazmem. Potem mówiąc już, gestykulował, ale ciężko jest mi to zachowanie opisać.- Dzisiaj mamy godzinę wychowawczą prawda? Możemy zgłosić pani nasz pomysł!- Jessica przysłuchiwała się temu z uśmiechem, do czasu gdy zabrzmiał dzwonek. Chciałabym móc wiedzieć co Mario jeszcze powiedział, gdy już przekroczyli próg sali.
 Z chęcią wstałabym z miejsca i weszła tam za nimi. Chociaż pewnie pierwszą rzeczą jaką bym zrobiła, gdyby to marzenie się spełniło, byłby spacer po parku. Mogłabym wtedy podziwiać prawdziwe drzewa i kwiaty.
 Nie mogę chodzić. Zapewne wiecie już kim jestem... Ale nawet jeśli.. Przecież wciąż miło będzie słuchać moich opowiadań prawda? Uczyńcie okiennej rzeźbie smoka jedną przyjemność, posłuchajcie dalej moich opowieści, a na pewno wam się odwdzięczę. Niedługo znów zacznie się przerwa.

2 komentarze: