Strony

wtorek, 21 lipca 2015

"Wysokie lot" Rozdział 1

"Arow. Dom koreańskiego popu."

 Do pokoju, w którym nie było miejsca wolnego na ścianach, a podłoga cała była w przygotowanych do spakowania ubraniach właśnie wpadały pierwsze promienie słońca. Było to oznaką tego, że nowy dzień właśnie wstał. Coś dużego i bardzo marudnego poruszyło się pod kołdrą. Jęknęło gdy światło uderzyło mu w oczy.
- Błagam...- jęknęła dziewczyna, usiłując zasłonić sobie twarz poduszką.- Zgaśnij na wieki.- poprosiła. Lecz słońce nie zamierzało słuchać jej błagań. Wspinało się coraz wyżej.
Nastolatka odwróciła głowę w drugą stronę. Usłyszała właśnie jakieś stukoty i szuranie w pomieszczeniu obok, które służyło za kuchnię.
- Tato!- zawołała dziewczyna stłumionym przez pościel głosem. Nikt jej nie odpowiedział.- Weź no zasłoń mi żaluzję...- dodała wykończona. Zakryła się cała kołdrą.- A mówili nie baluj zbyt długo bo będziesz zmęczona...- wymamrotała wspominając uprzedni dzień. Ale była wtedy zbyt zaaferowana pakowaniem i pogawędkami z przyjaciółkami które u niej były, w ten ostatni wakacyjny dzień. Jej walizka i tak była wciąż pusta. Ktoś wyrzucił wszystkie ubrania z jej środka i trzeba było uporządkować je od nowa. Ale Kathe nie miała zamiaru o tym myśleć. Jedyne czego pragnęła, to spać.
 Jęknęła parę razy, próbując ułożyć się w jakiejś wygodnej pozycji, siedząc pod pierzyną. Ciężko jej się oddychało. Wyłoniła się niczym płaz, kładąc głowę na poduszce. Była już bardzo przebudzona, nie miała siły zamykać oczu. Spojrzała na znienawidzone, niezasłonięte żaluzją okno.
- I co? Zadowolone?- zapytała. Z elementami własnego pokoju rzadko zdarzało jej się rozmawiać, a jeśli już to rzucała w ich kierunku obelgami.
 Kathe wstała odrzucając kołdrę na podłogę. Pościel przykryła sobą cały bałagan.
- A więc która to już godzina?- zapytała samą siebie zaspana i sięgnęła po komórkę leżącą na nocnej szafce. Odczytała godzinę.- Ósma szesnaście. Aha spoko.- wymamrotała i przeciągnęła się. Na przeciwko jej łóżka, na drzwiach szafy wisiało lustro. Akurat spojrzała w nie i ujrzała swoje odbicie. Podskoczyła jak oparzona.- Ło matko!- wykrzyknęła i sięgnęła po szczotkę. Jej gęsta fryzura afro, była w tym momencie tak bardzo zdeformowana, że trudno było uwierzyć że jest stertą włosów.
 Narzędzie do oporządzania włosów utknęło we fryzurze. Kathe podbiegła do komody i zaczęła szperać w jednej z szuflad. Przewróciła ją do góry nogami, lecz nigdzie nie znalazła tego co powinno się tam znajdować. Nagle kątem oka ujrzała swój plecak podróżny, który miała wziąć ze sobą do samochodu, gdy będą jechać do akademii. Rozsunęła boczną kieszeń.
- No i proszę. Zaraz, mam nadzieję, poradzę sobie z tym koszmarem.- powiedziała wyciągając odżywkę do rozczesywania włosów. Spryskała nią je sobie dokładnie. Po chwili wzięła inny grzebień i zaczęła starannie, powoli wyciągać szczotkę.- Świetnie.- powiedziała z nutą spokoju gdy jej się udał. W tym momencie drzwi jej pokoju otworzyły się.
- Kathe? Kochanie?- odezwał się miły i opiekuńczy głos jej taty. Powoli wszedł do pomieszczenia opierając się na klamce.- Wstałaś już? No proszę. To wskakuj w ubrania i chodź na śniadanie.- powiedział uśmiechając się do ukochanej córki. Ona właśnie odłożyła szczotkę i odżywkę do plecaka.- Spakowana?- zapytał jeszcze tata, widząc to co zrobiła.
Dziewczyna jednak obruszyła się. Spakowana? Chyba wypadł jej z głowy mały szczegół. Przecież Cloe, jej przyjaciółka podczas zabawy w jej pokoju wyrzuciła ubrania z walizki. Teraz musiała je szybko spakować...
- Taaak.- skłamała wypowiadając to słowo przeciągle. Prędko się uśmiechnęła i podbiegła do taty.- O której wyjeżdżamy?- zagadnęła. Ojciec zmierzył ją srogim wzrokiem. Po chwili jednak się roześmiał.
- O dziewiątej trzydzieści skarbie.- odpowiedział i wycofał się na korytarz.- Ubieraj się i chodź coś zjeść.- dodał tylko i zamknął drzwi.
- Tak... Jasne...- zmartwiła się Kathe. Spojrzała przez ramię na kołdrę, której w końcu nie sprzątnęła.- Mam niecałe półtorej godziny na ogarnięcie tego, siebie i własnego żołądka. Nie mam szans zdążyć.- zamknęła oczy, wypędzając z siebie resztki snu. Uklęknęła na podłodze i wyciągnęła walizkę spod łóżka. Później odgarnęła pierzynę i załamała się zupełnie.- Coś dużo tego...
Nie miała czasu na składanie, wrzucała ubrania tak, by tylko się zmieściły. Na biurku leżała lista, ta którą tydzień temu dostała od administracji akademii. Było w niej zawarte to co będzie mega niezbędne do przetrwania w tej szkole. Prosili o wygodne obuwie, koszulki i spodnie których im nie szkoda, wygodne dresy, pidżamy na całe sześć miesięcy i takie tam. W końcu zapięła bagaż, dosłownie na styk. Była ósma czterdzieści sześć.
Kathe wyciągnęła walizkę z pokoju i postawiła ją w ganku. Mieszkała w apartamentowcu i całe piętro było tylko jej i taty. Kuchnia salon i korytarz tworzyły jedno pomieszczenie. Dziewczyna wskoczyła na krzesło przy stole. Była już ubrana w luźne, czarne getry, buty wiązane po kostki i ciemnoczerwoną koszulkę z wielkim diamentem. Jej włosy były już w dobrym stanie, wiec o własny wygląd nie martwiła się w tej chwili.
- Co tak długo? Naleśniki są już zimne.- odezwał się jej tata, myjąc naczynia po własnym śniadaniu. Kathe zerknęła na niego mrużąc oczy.
- Przecież mamy zmywarkę...- wymamrotała. Ojciec machnął ręką i uśmiechnął się promiennie.
- Wiem skarbie, ale ja lubię zajmować sobie czymś czas rano.- zaczął się tłumaczyć. Ona jednak wiedziała że zajmowanie sobie czasu czymkolwiek było u niego oznaką zdenerwowania.
- Przecież nic mi się tam nie stanie tato.- powiedziała łagodnie. Pokiwał głową.
- Wiem... muszę ci ufać i wierzyć że będziesz na siebie uważać... ale nie wiem w jakie towarzystwo możesz wpaść.- jęknął mężczyzna. Kathe podeszła do niego.
- Nie jestem taka podatna na środowisko.- zapewniła go.
Dziewiąta trzydzieści samochód wyjechał z garażu podziemnego. Dziewczyna wyszła głównymi drzwiami ciągnąc za sobą walizkę. Na ramieniu miała plecak. Ojciec wyszedł z samochodu i otworzył bagażnik. Włożył bagaż.
- Masz na pewno wszystko?- zapytał. Walizka była jego zdaniem dość lekka.
- Spakowałam wszystko co było na liście, plus parę swoich rzeczy.- uśmiechnęła się Kathe. Otworzyła drzwi pasażera, wsiała i zapięła pas. Tymczasem tata zamknął bagażnik i usiadł za kierownicą.
- No to w drogę.- powiedział. Widać było ze martwi się jeszcze. Z wielkim żalem wyjechał przed apartamentowiec. Minęli parę zakrętów, przejechali obok muzeum i zajechali na parking przed stacją kolejową.
- Nigdzie nie widzę tego twojego pomarańczowego samochodu...- wymamrotał mężczyzna rozglądając się. Umowa była ogólnie taka. Każdy uczeń o wyznaczonej godzinie miał się wstawić na stacji kolejowej w swoim mieście, skąd miał ich zabrać szofer, pomarańczowym samochodem. Dla pewności miał też okazać rodzicom pieczęć dyrekcji. Tutaj jednak nie było wcale widać tego pojazdu. Kathe westchnęła głośno.
- Może się spóźniliśmy?- zapytała.
- Nie możliwe. Jesteśmy na czas.- powiedział niezadowolony ojciec. Nagle usłyszeli trąbnięcie tuż za nimi. Obrócili się gwałtownie.
- O jest!- zawołała dziewczyna podekscytowana. Wyskoczyła z auta. Tata podał jej bagaż i ucałował ją mocno.
Z pomarańczowego samochodu wyszedł wysoki mężczyzna w garniturze koloru ciemnozielonego. Ukłonił się nisko i przejął cięższy bagaż.
- Witam madame, witam sir.- przywitał się elegancko.- Panna Kathe Comb, jak mniemam? Szczęśliwa dziewczyna, która otrzymała list z akademii. Miło mi pannę poznać. Nazywam się Fileash Naval. Będę pani prywatnym szoferem.- dziewczyna uśmiechnęła się na tę wiadomość. Nie mówili wcale o takich udogodnieniach. Spojrzała na tatę. Był w szoku. Być może też zmieniał właśnie zdanie o akademii?
- Mi również miło pana, panie Naval poznać. Nie uprzedzono mnie o tym że będę mieć szofera...- przyznała Kathe.
- Nikogo administracja nie uprzedziła.- uśmiechnął się. Spojrzał na zegarek, który miał na ręku.- Musimy jechać. Zaraz będziemy spóźnieni.- powiedział i ruszył do bagażnika. Włożył tam starannie walizkę. Otworzył drzwi przed Kathe i pozwolił jej wsiąść powoli. Po pożegnaniu z ojcem ruszyli.
Droga była długa. Okropnie długa. Po wyjechaniu z miasta, samochód sunął wyłącznie autostradą. Kathe miała nadzieję ze wytrzyma całą drogę, lecz nie mogła i sen ją znużył. Obudziła się dopiero na miejscu. Samochód zatrzymał się w cieniu wierzby płaczącej. Obok drzewa było piękne, jasne jezioro z którego wypływaj strumień. Widać było też wejście do szkoły, za małym kamiennym mostkiem.
Dziewczyna wyszła. Fileash poprowadził ją przez parking i wprowadził do szkoły przez duże szklane drzwi tuż za mostkiem. Korytarz główny był niezwykle wysoki i piękny. Na każdej ścianie wisiała głowa smoka, każda inna, o innych rysach i z innym medalionem na szyi. Ściany były jasnożółte, pełne donic z kwiatami. Przez środek płynął mały strumyczek tworząc błędne koło. Słychać było ptaki. Szofer poprowadził pannę do paszczy zielonego smoka.
- To jest patron zespołu, do którego jesteś przydzielona. Z jego członkami będziesz dzieliła pokój i z nimi z pewnością będziesz miała najczęściej kontakt.- powiedział. Podał jej medalion z zielonym liściem w złotej ramce i oddalił się. Walizki nie zostawił.
- Aha...- Kathe rozejrzała się dookoła. Na środku był drogowskaz.- Dormitoria? Dobra.. Co wiem? Jestem z zielonego zespołu z listkiem, nazywam się Kathe Comb, moim szoferem jest Fileash Naval...- ruszyła w stronę pokoi. Okazały się być czterema małymi, drewnianymi domkami wśród wysokich, ciemnych drzew. Każdy miał na ogrodzeniu z żywopłotu wielką tablicę z nazwą zespołu. Zielona nosiła napis: Arow.
Kathe podeszła do drzwi i zapukała. Usłyszała odgłosy koreańskiego popu. Zapukała więc jeszcze raz. Wtedy dopiero ktoś zbliżył się do drzwi. Otworzyły się delikatnie, za nimi stała piękna, blond włosa dziewczyna. Uśmiechnęła się na widok nowej.
- Witaj laska.- powiedziała. I złapała ją za rękę.- Wchodź wchodź, jesteś z Arow nie? Fajnie. Bo wiesz klasa trzecia zabrała poprzednio aż dwóch naszych członków.- powiedziała, nie dając Kathe dojść do słowa. Domek był bardzo przytulny. Mieścił w sobie kuchnię, salonik, dwie małe sypialnie i łazienkę. Na środku był dywan z wielkim zielonym smokiem. Nie ma co ukrywać, był klimacik.
- Hej.- przywitała się czarnowłosa.- Jestem Kathe.- blondynka uśmiechnęła się do niej jeszcze raz.
- Ja Koi.- powiedziała. Towarzyszka posłała jej dziwne spojrzenie, wiec od razu wolała się wytłumaczyć.- Japonka, stąd to imię.- Kathe skinęła głową na znak zrozumienia Zauważyła w rogu swój własny bagaż.
- Widzę że szofer przyniósł.- powiedziała sama do siebie, rozglądając się gdzie mogłaby wypakować.
- Tam masz pokoje, są szafy. Mamy podobno jeszcze jedną dziewczynę w teamie, więc nie wiem czy nie będziemy spały w jednym pokoju a drugi zostawimy na imprezy co?- zagadnęła. Dziewczynie w afro, pomysł się spodobał. Rozpakowała się do małej skrzyni przytwierdzonej do łóżka, wsunęła walizę pod nie i upadła na pościel jak zabita. Pachniała lawendą. Koi przysiadłą na własnym posłaniu.
- Nie wyspana?- zainteresowała się. Sama była bardzo wypoczęta.

- Mhm... Zabalowałam wczoraj.- przyznała z uśmiechem. Ale na myśl o wywaleniu ciuchów z walizki, co zrobiła Cloe, zadrżała. Nie spodobało jej się to nie ma co, ale przecież są przyjaciółkami. Raz przekroczyła granicę, więcej tego nie zrobi... prawda?