Do pokoju, w którym nie
było miejsca wolnego na ścianach, a podłoga cała była w
przygotowanych do spakowania ubraniach właśnie wpadały pierwsze
promienie słońca. Było to oznaką tego, że nowy dzień właśnie
wstał. Coś dużego i bardzo marudnego poruszyło się pod kołdrą. Jęknęło gdy światło uderzyło mu w oczy.
- Błagam...- jęknęła
dziewczyna, usiłując zasłonić sobie twarz poduszką.- Zgaśnij na
wieki.- poprosiła. Lecz słońce nie zamierzało słuchać jej
błagań. Wspinało się coraz wyżej.
Nastolatka odwróciła
głowę w drugą stronę. Usłyszała właśnie jakieś stukoty i
szuranie w pomieszczeniu obok, które służyło za kuchnię.
- Tato!- zawołała dziewczyna stłumionym przez pościel głosem. Nikt jej nie
odpowiedział.- Weź no zasłoń mi żaluzję...- dodała wykończona.
Zakryła się cała kołdrą.- A mówili nie baluj zbyt długo bo
będziesz zmęczona...- wymamrotała wspominając uprzedni dzień.
Ale była wtedy zbyt zaaferowana pakowaniem i pogawędkami z
przyjaciółkami które u niej były, w ten ostatni wakacyjny dzień.
Jej walizka i tak była wciąż pusta. Ktoś wyrzucił wszystkie ubrania z jej środka i trzeba było uporządkować je od nowa. Ale
Kathe nie miała zamiaru o tym myśleć. Jedyne czego pragnęła, to
spać.
Jęknęła parę razy,
próbując ułożyć się w jakiejś wygodnej pozycji, siedząc pod
pierzyną. Ciężko jej się oddychało. Wyłoniła się niczym płaz,
kładąc głowę na poduszce. Była już bardzo przebudzona, nie
miała siły zamykać oczu. Spojrzała na znienawidzone,
niezasłonięte żaluzją okno.
- I co? Zadowolone?-
zapytała. Z elementami własnego pokoju rzadko zdarzało jej się
rozmawiać, a jeśli już to rzucała w ich kierunku obelgami.
Kathe wstała odrzucając
kołdrę na podłogę. Pościel przykryła sobą cały bałagan.
- A więc która to już
godzina?- zapytała samą siebie zaspana i sięgnęła po komórkę
leżącą na nocnej szafce. Odczytała godzinę.- Ósma szesnaście.
Aha spoko.- wymamrotała i przeciągnęła się. Na przeciwko jej
łóżka, na drzwiach szafy wisiało lustro. Akurat spojrzała w nie
i ujrzała swoje odbicie. Podskoczyła jak oparzona.- Ło matko!-
wykrzyknęła i sięgnęła po szczotkę. Jej gęsta fryzura afro,
była w tym momencie tak bardzo zdeformowana, że trudno było
uwierzyć że jest stertą włosów.
Narzędzie do
oporządzania włosów utknęło we fryzurze. Kathe podbiegła do
komody i zaczęła szperać w jednej z szuflad. Przewróciła ją do
góry nogami, lecz nigdzie nie znalazła tego co powinno się tam
znajdować. Nagle kątem oka ujrzała swój plecak podróżny, który
miała wziąć ze sobą do samochodu, gdy będą jechać do akademii.
Rozsunęła boczną kieszeń.
- No i proszę. Zaraz, mam
nadzieję, poradzę sobie z tym koszmarem.- powiedziała wyciągając
odżywkę do rozczesywania włosów. Spryskała nią je sobie dokładnie. Po chwili wzięła inny grzebień i zaczęła starannie, powoli wyciągać szczotkę.- Świetnie.- powiedziała z nutą
spokoju gdy jej się udał. W tym momencie drzwi jej pokoju otworzyły
się.
- Kathe? Kochanie?-
odezwał się miły i opiekuńczy głos jej taty. Powoli wszedł do
pomieszczenia opierając się na klamce.- Wstałaś już? No proszę.
To wskakuj w ubrania i chodź na śniadanie.- powiedział uśmiechając
się do ukochanej córki. Ona właśnie odłożyła szczotkę i
odżywkę do plecaka.- Spakowana?- zapytał jeszcze tata, widząc to
co zrobiła.
Dziewczyna jednak
obruszyła się. Spakowana? Chyba wypadł jej z głowy mały
szczegół. Przecież Cloe, jej przyjaciółka podczas zabawy w jej
pokoju wyrzuciła ubrania z walizki. Teraz musiała je szybko
spakować...
- Taaak.- skłamała
wypowiadając to słowo przeciągle. Prędko się uśmiechnęła i
podbiegła do taty.- O której wyjeżdżamy?- zagadnęła. Ojciec
zmierzył ją srogim wzrokiem. Po chwili jednak się roześmiał.
- O dziewiątej
trzydzieści skarbie.- odpowiedział i wycofał się na korytarz.-
Ubieraj się i chodź coś zjeść.- dodał tylko i zamknął drzwi.
- Tak... Jasne...-
zmartwiła się Kathe. Spojrzała przez ramię na kołdrę, której w
końcu nie sprzątnęła.- Mam niecałe półtorej godziny na
ogarnięcie tego, siebie i własnego żołądka. Nie mam szans
zdążyć.- zamknęła oczy, wypędzając z siebie resztki snu.
Uklęknęła na podłodze i wyciągnęła walizkę spod łóżka.
Później odgarnęła pierzynę i załamała się zupełnie.- Coś
dużo tego...
Nie miała czasu na
składanie, wrzucała ubrania tak, by tylko się zmieściły. Na
biurku leżała lista, ta którą tydzień temu dostała od administracji akademii. Było w niej zawarte to co będzie mega
niezbędne do przetrwania w tej szkole. Prosili o wygodne obuwie,
koszulki i spodnie których im nie szkoda, wygodne dresy, pidżamy
na całe sześć miesięcy i takie tam. W końcu zapięła bagaż,
dosłownie na styk. Była ósma czterdzieści sześć.
Kathe wyciągnęła
walizkę z pokoju i postawiła ją w ganku. Mieszkała w
apartamentowcu i całe piętro było tylko jej i taty. Kuchnia salon
i korytarz tworzyły jedno pomieszczenie. Dziewczyna wskoczyła na
krzesło przy stole. Była już ubrana w luźne, czarne getry, buty
wiązane po kostki i ciemnoczerwoną koszulkę z wielkim diamentem.
Jej włosy były już w dobrym stanie, wiec o własny wygląd nie
martwiła się w tej chwili.
- Co tak długo? Naleśniki
są już zimne.- odezwał się jej tata, myjąc naczynia po własnym
śniadaniu. Kathe zerknęła na niego mrużąc oczy.
- Przecież mamy
zmywarkę...- wymamrotała. Ojciec machnął ręką i uśmiechnął
się promiennie.
- Wiem skarbie, ale ja
lubię zajmować sobie czymś czas rano.- zaczął się tłumaczyć.
Ona jednak wiedziała że zajmowanie sobie czasu czymkolwiek było u
niego oznaką zdenerwowania.
- Przecież nic mi się tam
nie stanie tato.- powiedziała łagodnie. Pokiwał głową.
- Wiem... muszę ci ufać
i wierzyć że będziesz na siebie uważać... ale nie wiem w jakie
towarzystwo możesz wpaść.- jęknął mężczyzna. Kathe podeszła
do niego.
- Nie jestem taka podatna
na środowisko.- zapewniła go.
Dziewiąta trzydzieści
samochód wyjechał z garażu podziemnego. Dziewczyna wyszła
głównymi drzwiami ciągnąc za sobą walizkę. Na ramieniu miała
plecak. Ojciec wyszedł z samochodu i otworzył bagażnik. Włożył
bagaż.
- Masz na pewno wszystko?-
zapytał. Walizka była jego zdaniem dość lekka.
- Spakowałam wszystko co
było na liście, plus parę swoich rzeczy.- uśmiechnęła się
Kathe. Otworzyła drzwi pasażera, wsiała i zapięła pas.
Tymczasem tata zamknął bagażnik i usiadł za kierownicą.
- No to w drogę.-
powiedział. Widać było ze martwi się jeszcze. Z wielkim żalem
wyjechał przed apartamentowiec. Minęli parę zakrętów, przejechali
obok muzeum i zajechali na parking przed stacją kolejową.
- Nigdzie nie widzę tego
twojego pomarańczowego samochodu...- wymamrotał mężczyzna
rozglądając się. Umowa była ogólnie taka. Każdy uczeń o
wyznaczonej godzinie miał się wstawić na stacji kolejowej w swoim
mieście, skąd miał ich zabrać szofer, pomarańczowym samochodem.
Dla pewności miał też okazać rodzicom pieczęć dyrekcji. Tutaj
jednak nie było wcale widać tego pojazdu. Kathe westchnęła
głośno.
- Może się spóźniliśmy?-
zapytała.
- Nie możliwe. Jesteśmy
na czas.- powiedział niezadowolony ojciec. Nagle usłyszeli
trąbnięcie tuż za nimi. Obrócili się gwałtownie.
- O jest!- zawołała
dziewczyna podekscytowana. Wyskoczyła z auta. Tata podał jej
bagaż i ucałował ją mocno.
Z pomarańczowego
samochodu wyszedł wysoki mężczyzna w garniturze koloru
ciemnozielonego. Ukłonił się nisko i przejął cięższy bagaż.
- Witam madame, witam
sir.- przywitał się elegancko.- Panna Kathe Comb, jak mniemam?
Szczęśliwa dziewczyna, która otrzymała list z akademii. Miło mi
pannę poznać. Nazywam się Fileash Naval. Będę pani prywatnym
szoferem.- dziewczyna uśmiechnęła się na tę wiadomość. Nie
mówili wcale o takich udogodnieniach. Spojrzała na tatę. Był w
szoku. Być może też zmieniał właśnie zdanie o akademii?
- Mi również miło pana,
panie Naval poznać. Nie uprzedzono mnie o tym że będę mieć
szofera...- przyznała Kathe.
- Nikogo administracja nie
uprzedziła.- uśmiechnął się. Spojrzał na zegarek, który miał
na ręku.- Musimy jechać. Zaraz będziemy spóźnieni.- powiedział i
ruszył do bagażnika. Włożył tam starannie walizkę. Otworzył
drzwi przed Kathe i pozwolił jej wsiąść powoli. Po pożegnaniu z
ojcem ruszyli.
Droga była długa.
Okropnie długa. Po wyjechaniu z miasta, samochód sunął wyłącznie
autostradą. Kathe miała nadzieję ze wytrzyma całą drogę, lecz
nie mogła i sen ją znużył. Obudziła się dopiero na miejscu.
Samochód zatrzymał się w cieniu wierzby płaczącej. Obok drzewa
było piękne, jasne jezioro z którego wypływaj strumień. Widać
było też wejście do szkoły, za małym kamiennym mostkiem.
Dziewczyna wyszła.
Fileash poprowadził ją przez parking i wprowadził do szkoły przez
duże szklane drzwi tuż za mostkiem. Korytarz główny był niezwykle
wysoki i piękny. Na każdej ścianie wisiała głowa smoka, każda
inna, o innych rysach i z innym medalionem na szyi. Ściany były
jasnożółte, pełne donic z kwiatami. Przez środek płynął mały
strumyczek tworząc błędne koło. Słychać było ptaki. Szofer
poprowadził pannę do paszczy zielonego smoka.
- To jest patron zespołu,
do którego jesteś przydzielona. Z jego członkami będziesz
dzieliła pokój i z nimi z pewnością będziesz miała najczęściej
kontakt.- powiedział. Podał jej medalion z zielonym liściem w złotej ramce i oddalił się. Walizki nie zostawił.
- Aha...- Kathe rozejrzała
się dookoła. Na środku był drogowskaz.- Dormitoria? Dobra.. Co
wiem? Jestem z zielonego zespołu z listkiem, nazywam się Kathe
Comb, moim szoferem jest Fileash Naval...- ruszyła w stronę pokoi.
Okazały się być czterema małymi, drewnianymi domkami wśród
wysokich, ciemnych drzew. Każdy miał na ogrodzeniu z żywopłotu
wielką tablicę z nazwą zespołu. Zielona nosiła napis: Arow.
Kathe podeszła do drzwi
i zapukała. Usłyszała odgłosy koreańskiego popu. Zapukała więc
jeszcze raz. Wtedy dopiero ktoś zbliżył się do drzwi. Otworzyły
się delikatnie, za nimi stała piękna, blond włosa dziewczyna.
Uśmiechnęła się na widok nowej.
- Witaj laska.-
powiedziała. I złapała ją za rękę.- Wchodź wchodź, jesteś z
Arow nie? Fajnie. Bo wiesz klasa trzecia zabrała poprzednio aż
dwóch naszych członków.- powiedziała, nie dając Kathe dojść do
słowa. Domek był bardzo przytulny. Mieścił w sobie kuchnię,
salonik, dwie małe sypialnie i łazienkę. Na środku był dywan z
wielkim zielonym smokiem. Nie ma co ukrywać, był klimacik.
- Hej.- przywitała się
czarnowłosa.- Jestem Kathe.- blondynka uśmiechnęła się do niej
jeszcze raz.
- Ja Koi.- powiedziała.
Towarzyszka posłała jej dziwne spojrzenie, wiec od razu wolała się
wytłumaczyć.- Japonka, stąd to imię.- Kathe skinęła głową na
znak zrozumienia Zauważyła w rogu swój własny bagaż.
- Widzę że szofer
przyniósł.- powiedziała sama do siebie, rozglądając się gdzie
mogłaby wypakować.
- Tam masz pokoje, są szafy. Mamy podobno jeszcze jedną dziewczynę w teamie, więc nie
wiem czy nie będziemy spały w jednym pokoju a drugi zostawimy na
imprezy co?- zagadnęła. Dziewczynie w afro, pomysł się spodobał.
Rozpakowała się do małej skrzyni przytwierdzonej do łóżka,
wsunęła walizę pod nie i upadła na pościel jak zabita. Pachniała
lawendą. Koi przysiadłą na własnym posłaniu.
- Nie wyspana?-
zainteresowała się. Sama była bardzo wypoczęta.
- Mhm... Zabalowałam
wczoraj.- przyznała z uśmiechem. Ale na myśl o wywaleniu ciuchów
z walizki, co zrobiła Cloe, zadrżała. Nie spodobało jej się to
nie ma co, ale przecież są przyjaciółkami. Raz przekroczyła
granicę, więcej tego nie zrobi... prawda?