"Smok razy jeden" Dziedziniec akademii.
Miejsce pełne spokojnej atmosfery, nieprzerwanej niczym. Drobne,
niebieskie ptaki ćwierkały w koronach drzew, które rosły dookoła
dziedzińca. Po środku znajdowała się ciemna, kamienna płyta,
nawet sporych rozmiarów. Tego dnia, naokoło niej rozstawione były
ławki i krzesła. Naturalnie, jak na tak nieliczną akademię jak
ta, miejsc siedzących było o wiele za dużo.Drzwi pobliskiego
gabinetu dyrektora, mieszczącego się na północ od dziedzińca,
otworzyły się. Porządnie skrzypiały, nie oliwione przez cały
rok. Nikt nie widział potrzeby by to robić, w końcu sam pan
dyrektor nie specjalnie przesiadywał w gabinecie. Teraz jednak
musiał, w końcu czekało go długie powitanie nowych uczniów i
wyjaśnienie im zasad nowego półrocza. Miał nadzieję ze szybko
pójdzie, lub że uczniowie zadawać będą jakieś ciekawe pytania.Dyrektor stanął na
środku kamiennej płyty. Postawił sobie wysoki stolik, który
przyniósł i ułożył na nim papiery. Spisy zespołów, wyników w
nauce i uczniów. Wszystko co potrzebne. Po chwili blond-włosy
mężczyzna odwrócił się zamaszyście i wrócił do gabinetu. Miał
na sobie ciemnoszary garnitur, kupiony specjalnie na tę okazję. Na
wysokości prawej piersi przypiął sobie zapinkę z herbem szkoły,
cztero-głowym smokiem koloru złotego, którego jedna z paszcz zieje
ogniem do góry, tworząc wielki parasol nad pozostałymi. Sam pan
dyrektor był bardzo wysoki i dość szczupły. Przyjemnie patrzyło
się na jego sylwetkę i twarz, którą okalały jasne, długie włosy.Rozejrzał się po
pomieszczeni i wypiął z gniazdka przedłużacz. Przewiesił go
sobie przez ramię po czym ściągnął nowy praktycznie mikrofon z
wysokiej szafki. Te dwie rzeczy zabrał ze sobą i zamknął drzwi
gabinetu. Przedłużacz podpiął na zewnątrz, po czym włączył
mikrofon i ustawił go na stoliku. Dziedziniec wciąż był prawie
pusty. Dyrektor Noble zerknął na zegarek. Miał piętnaście minut.
Otrzepał ramię, na którym jak się okazało zostało parę drobinek
kurzu, gdyż przedłużacz był brudny. Nagle spośród drzew, na
ścieżce wiodącej na dziedziniec wyłoniła się postać. Pierwszy
nauczyciel zdecydował się przybyć na umówione miejsce spotkania.
Była to kobieta, Victoria Kite, która w tym roku miała uczyć
teorii jazdy. To pierwszy rok jej pracy, sama parę lat temu wybyła
z tej właśnie akademii.Nauczycielka miała
kasztanowe włosy, związane z tyłu głowy w śmieszną, odstającą
kitkę. Z każdym jej krokiem kucyk podskakiwał wybijając rytm
kroków. Dyrektor uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła ten gest
nieco zaskoczona i zajęła miejsce siedzące na najbliższej ławce.
Mężczyzna, z racji tego że miał jeszcze trochę czasu i nie znał
zupełnie kobiety, którą zatrudnił zbliżył się ku niej.- Witam.- przywitał się i
usiadł na ławce obok.- Nazywam się Robin Noble.- przedstawił się.- Witam.- powiedziała
kobieta nieśmiało.- Och, pan dyrektor tak?- zawstydziła się
jeszcze bardziej. Nie miała okazji rozmawiać z własnym szefem.
Zatrudnił ją pocztą, sama wysłała zgłoszenie.- Tak, we własnej
osobie.- przyznał blond-włosy. Uśmiechnął się.- Pani to zapewne
Victoria Kite?- zagadnął, domniemając że tak właśnie jest.
Skinęła głową.- Tak, to własnie ja.-
powiedziała powoli.- Ogromnie panu, panie dyrektorze dziękuję za
zatrudnienie mnie w pańskiej szkole.- dodała po chwili z
wdzięcznością w głosie. Widać, na tej pracy zależało jej
ogromnie. W końcu... zajęła miejsce kogoś innego, kogoś kto
uczył uprzednio. Miała świadomość, że przez nią być może
ktoś stracił pracę... i że uczniowie nie specjalnie się z tego
powodu ucieszą.Dwoje ludzi, miało jeszcze rozmawiać gdy usłyszeli kroki z zachodniej strony parku.
Ktoś szedł w ich kierunku na wysokich obcasach, lecz wcale nie
powoli. Szedł bardzo szybko! Z pośród cieni, na słoneczny
dziedziniec wyszła niebiesko-włosa nauczycielka głębinologii.
Trzymała przy klatce piersiowej plik papierów. Była ubrana jak
zawsze, dość nietypowo. Na rozpoczęcie roku założyła spódnicę do kolan, na której wymalowane były zielone, żółte i
czerwone ryby na błękitnym atłasie. Jej biała bluzka, miała
bufiaste, krótkie rękawy. Buty, były na wysokim obcasie, bardzo
wysokim nawet i niezwykle grubym. Jej głowę zdobił olbrzymi,
pomarańczowy kapelusz, a od patrzenia na niego, oczy bolały
okropnie.Kobieta minęła stolik
dyrektora i bez skrępowania zerknęła na kartki na nim leżące.
Mruknęła coś pod nosem i podeszła do siedzących już starszych.
Usiadła na ławce poprawiając swoją spódnicę zamaszyście. Odwróciła
się do dyrektora i nowej nauczycielki, po czym uśmiechnęła do nich.- Pan Nobel?- zmierzyła
go wzrokiem. Pracowała w szkole o wiele dłużej od niego. Stał się
dyrektorem niecałe dwa lata temu, w spadku po ojcu. Poza tym faktem,
kobieta odczuwała co do niego niechęć. Nie interesował się
szkołą, od co.- Tak. A pani to Lucid?
Sora? O ile się nie mylę..?- odezwał się. Sora pokiwała głową.
Uśmiechnęła się do Victorii, z którą poznały się już na
parkingu, gdyż pojawiły się tam w tym samym czasie.- Witaj kochana.- powitała
ją tylko i zwróciła w stronę stolika, stojącego na środku kręgu.Nagle wszyscy zaczęli
się schodzić, więc dyrektor ustąpił swojego miejsca i stanął
przy mikrofonie. Jako pierwsi, od strony południowej nadeszli
członkowie zespołu Nzelle. Przewodniczyła im niezwykle piersiasta
kobieta, o cudownych kształtach. Jej ciemnobrązowe włosy, związane
w długi warkocz opadały jej na prawy bok. Była ostro umalowana. Na
sobie miała czerwoną spódnicę, dość jak na nauczycielkę krótką
i czarną, obcisłą bluzkę na ramiączka, nogi zdobiły jej
szpilki. Szła wyprostowana, z powagą wymalowaną na twarzy.Za nią niczym pieski
przywiązane na smyczy, szło trzech chłopców. Byli widocznie
zapatrzeni w nauczycielkę. Pierwszy z nich miał czarne włosy, był
niski i nader przy tuszy. Od razu widać było, że będzie
trudnym uczniem. Drugi, odziany w jasnoniebieską koszulę i
zwyczajne zupełnie dżinsy, szedł chłopak o powalającej urodzie.
Miał błękitne włosy i zupełnie niebieskie oczy. Pod
prześwitującą koszulą widać było jego wypracowane, piękne
mięśnie. Idąc tak, uśmiechał się tylko, na myśl o nowym,
idealnym roku szkolnym. Trzeci, szedł chłopak niski, a jednak
najstarszy. Nie widać było u niego żadnych mięśni, ale nie
przypominał pierwszego tłuściocha. Miał ciemne włosy i jasne
oczy, wpatrujące się przed siebie, w nauczycielkę. Nie można było
zupełnie wyczuć jego charakteru.Grupa Nzelle, zasiadła
na całej, wolnej jeszcze ławce. Dyrektor chwilę sam, nie wiedząc
jak głupio to wygląda, przypatrywał się idealnej prawie że
kobiecie. Pani Kenedy, bo tak właśnie miała na imię opiekunka
trzech chłopców, potrafiła jednak zignorować zupełnie ich
spojrzenia.Następnie pojawiła się
kolejna grupka. Frenetic, zespół noszący się w ognistych barwach
był prowadzony przez sympatycznego, niskiego mężczyznę. Miał on
długą, ciemną brodę i szeroko się uśmiechał, dźwigając swój
duży brzuch. Na sobie miał ciemnobrązową, skórzaną kurtkę,
która opasana była czarnym pasem ze złotą klamrą.Jego uczniowie uśmiechali
się również, ale nieco bardziej nieprzyjemnie. Pierwsza
dziewczyna, jedyna jak na razie z uczennic znajdujących się na
dziedzińcu, miała na sobie sukienkę po kolana, czerwoną z żółtym
pasem. Jej włosy były nadzwyczajnie dziwne. Koloru blond fryzura, z
jednej strony obcięta była powyżej ramion, a z drugiej ciągnęła się w dół, za same łokcie. Na dodatek na czole dziewczyny
spoczywała równiutka grzywka. Średniej wysokości istotka,
uśmiechała się podejrzliwie i świdrowała błękitnymi oczami.
Tuż obok niej przystanął blond-włosy chłopak. Zdawał się zupełnie
pasować do niej charakterem. Był wyższy i szczuplejszy, a palce
jego wyglądały na przeraźliwie długie. Włosy ścięte bardzo
krótko, sprawiały że wyglądał na dorosłego prawie, a w
rzeczywistości, liczył sobie zaledwie piętnaście lat.Trzeci ich towarzysz, o
wiele łagodniejszy od nich, był niezauważalnie przystojnym
człowiekiem. Jego pachnące, brązowe włosy zwróciły uwagę paru
nauczycieli, którzy zaczęli wwąchiwać się nie mając pojęcia że
to właśnie on roznosi ten zapach. Był mniej więcej tak wysoki jak
blond-włosa dziewczyna z jego zespołu, lecz o wiele bardziej
umięśniony.Usiedli. Zaraz potem
pojawiły się pozostałe zespoły, Radius i Arow.Na czele zielonych stąpał
twardo po ziemi mężczyzna w garniturze, nierozłącznym ubiorem w
którym zawsze go widywano. Nawet umięśniony mężczyzna, miał
przylizane, ciemne włosy i bardzo twardy wyraz twarzy. Prowadził za
sobą trzy dziewczyny, Kathe, Koi i Weronicę, włoszka o długich,
brązowych i falowanych włosach.Radius, zespół
składający się z dwóch osób płci pięknej i jednego chłopaka,
jedyne zbiorowisko, które nie musiało witać zupełnie nowych
członków usiadło na ławce obok Nzelle. Ich opiekun, rudy, wysoki,
chudy i piegowaty, Scott, nauczyciel akrobatyki puścił oko do
czarującej opiekunki zespołu samych chłopców. Odwróciła jednak
wzrok.Dyrektor przejęty nieco
całym zbiorowiskiem, poprawił krawat pod szyją i przemówił do
mikrofonu.- Witam was, drodzy
nauczyciele oraz was, drodzy uczniowie na początku nowego roku
szkolnego w naszej "wspaniałej" akademii.- powiedział i
rozłożył uroczyście ręce, na znak tego że on "uwielbia"
tę szkołę. Uczniowie zaczęli między sobą rozmawiać, ale po
chwili uciszyli się.- Jestem waszym dyrektorem, nazywam się Robin
Noble i będę służył dobrą radą waszym wychowawcom, przez cały
rok.- oświadczył. Zaczęto bić brawo, lecz mężczyzna uciszył zgromadzenie.- Przedstawię teraz wszystkie zespoły, które istnieją tutaj
nieprzerwanie od samego początku, oraz ich członków.- wziął do
ręki odpowiednią listę.- Zapraszam opiekuna zespołu Nzelle, panią
Kenedy Gammę.- powiedział. Kobieta o długim warkoczu podniosła
się z gracją i zbliżyła do blond-włosego dyrektora. Odwróciła
się do uczniów i przejęła mikrofon.- W tym roku, jak z resztą
i w poprzednim przewodniczyć będę poczynaniom wodnych smoków i
ich jeźdźców, podczas zajęć z techniki lotów.- wyjaśniła. W
końcu zostało to wyraźnie powiedziane. Smoki! Nowi uczniowie lekko
się przejęli. Nie wspomniano im o tym. Była tylko mowa o zupełnie
innym sposobie nauczania i nabyciu nowych umiejętności, które nie
powinny wyjść na jaw. Kathe, pierwszoklasista pobladła.Pan dyrektor znowu
odezwał się.- Tak... Zajęcia z
techniki są głównym celem tego zespołu, a teraz niech cała
szkoła pozna członków.- ogłosił. Zrobił krótką pauzę i
zaczął wymieniać.- Kollin Prefably.- Chłopak, najbardziej nijaki
z całej trójki Nzelle wyszedł na podest. Uśmiechnął się do
wszystkich.- Harold Uproar.- umięśniony właściciel prześwitującej
koszulki zarzucił niebieskimi włosami i niezwykle przedostał się obok dyrektora.- Oraz nowy uczeń, Albert Neon.- tłusty chłopiec,
wiele się namęczył by podnieść się z niskiej ławki. gdy mu się
wreszcie udało, nastąpił na stopę Kollinowi, która aż zawył z
bólu. Parę dziewczyn zachichotało.- To jest skład zespołu
Nzelle.- zakończył pan Robin i obecni obok niego, na kamiennej
płycie, rozeszli się.- A teraz proszę o podejście, opiekuna
zespołu Arow, pana Tommasa Adulta.- mężczyzna w garniturze, mocno
stąpając po ziemi, aż ciarki przechodziły zbliżył się.
Otrzymał mikrofon i chwilę milczał.- Moje lekcje, są bardzo
ważne, bo uczyć się na nich będziecie walki.- powiedział twardo.-
Jedna nieobecność, jedna ucieczka, przysięgam jak tu stoję że
będzie źle.- ostrzegł. Dyrektor skinął głową.- Członkowie zespołu
Arow, to Koi Wasabi.- japonka podniosła się i zadowolona podeszła.-
Oraz dwie nowe panie, Kathe Comb.- dziewczyna z afro również się podniosła, lecz była bardzo zestresowana w aktualnej chwili, więc
zrobiła to powoli. Zbliżyła się.- Oraz Weronica Verge.- oznajmił.
Włoszka wyskoczyła z rzędu ławek i w podskokach wylądowała
prawie na samym dyrektorze. Odsunął się, po czym mówił dalej.-
To skład zespołu, zajmującego się walką.- wyjaśnił i wrócili
na swoje miejsca.Następnie przedstawiony
został zespół Radius, którego przewodnikiem był profesor Scott
Lessee. Przedstawił zespół krótko: "Lubimy akrobacje, więc
to właśnie w powietrzu spędzimy czas.". Jego członkami
okazały się być dziewczęta: Wendy Hardy, siedemnastoletnia
dziewczyna, o krótkich fioletowych włosach i żółtych oczach,
która wydawała się nie zauważać otoczenia i Lea Dire, chuda,
blada, wysoka i zupełnie ruda dziwaczka związująca włosy w dwa,
potargane kucyki. Chłopak należący do zespołu, Włoch Andrei Cannon, siedemnastolatek mierzył wzrokiem nowych. Był opalonym
przystojniakiem, o długich, gęstych włosach w ciemnym kolorze i
umięśnionym ciele.Frenetic zaprezentował
się źle. Miły nauczyciel, o długaśnej brodzie i prze przyjemnym
wyglądzie, Fredrik Ewe z przykrością przyznał, ze do zespołu
dostają się zazwyczaj uczniowie o złym i nikczemnym charakterze.
Tak było i teraz. Blond-włosa, szesnastoletnia dziewczyna, o wrednym
spojrzeniu szczerzyła się podle do zebranych. Była to Pola
Roughly. Jej towarzysz natomiast, ten wysoki krótko ścięty blondyn,
Jeremiasz Reptile, pokazał język, zupełnie niczym dziecko,
Albertowi. Ostatni z nich, jako tako mógł uratować honor
Freneticu. Wyszedł na środek, miło uśmiechając się do wszystkich.
Pomachał im ze środka. Był to ten o pachnących włosach, Edward
Soothing.Prezentacja zakończyła
się. Dyrektor poszperał coś jeszcze w papierach, przedstawił
pannę Kitę, tę z którą rozmawiał chwilę, oraz panią Sorę
Lucid. One jako jedyne nie opiekowały się żadnym zespołem.Po całej uroczystości,
towarzystwo mogło udać się na plac, było to miejsce do grillowania, pięć huśtawek i koce do urządzania
pikników.Nauczyciele nie
skorzystali z tej propozycji. Wszyscy poznikali gdzieś we własnych
pokojach, by odpocząć po podróży. Uczniowie natomiast, bardzo
chcieli poznać się nawzajem.
Strony
niedziela, 30 sierpnia 2015
wtorek, 21 lipca 2015
"Wysokie lot" Rozdział 1
"Arow. Dom koreańskiego popu."
Do pokoju, w którym nie
było miejsca wolnego na ścianach, a podłoga cała była w
przygotowanych do spakowania ubraniach właśnie wpadały pierwsze
promienie słońca. Było to oznaką tego, że nowy dzień właśnie
wstał. Coś dużego i bardzo marudnego poruszyło się pod kołdrą. Jęknęło gdy światło uderzyło mu w oczy.
- Błagam...- jęknęła
dziewczyna, usiłując zasłonić sobie twarz poduszką.- Zgaśnij na
wieki.- poprosiła. Lecz słońce nie zamierzało słuchać jej
błagań. Wspinało się coraz wyżej.
Nastolatka odwróciła
głowę w drugą stronę. Usłyszała właśnie jakieś stukoty i
szuranie w pomieszczeniu obok, które służyło za kuchnię.
- Tato!- zawołała dziewczyna stłumionym przez pościel głosem. Nikt jej nie
odpowiedział.- Weź no zasłoń mi żaluzję...- dodała wykończona.
Zakryła się cała kołdrą.- A mówili nie baluj zbyt długo bo
będziesz zmęczona...- wymamrotała wspominając uprzedni dzień.
Ale była wtedy zbyt zaaferowana pakowaniem i pogawędkami z
przyjaciółkami które u niej były, w ten ostatni wakacyjny dzień.
Jej walizka i tak była wciąż pusta. Ktoś wyrzucił wszystkie ubrania z jej środka i trzeba było uporządkować je od nowa. Ale
Kathe nie miała zamiaru o tym myśleć. Jedyne czego pragnęła, to
spać.
Jęknęła parę razy,
próbując ułożyć się w jakiejś wygodnej pozycji, siedząc pod
pierzyną. Ciężko jej się oddychało. Wyłoniła się niczym płaz,
kładąc głowę na poduszce. Była już bardzo przebudzona, nie
miała siły zamykać oczu. Spojrzała na znienawidzone,
niezasłonięte żaluzją okno.
- I co? Zadowolone?-
zapytała. Z elementami własnego pokoju rzadko zdarzało jej się
rozmawiać, a jeśli już to rzucała w ich kierunku obelgami.
Kathe wstała odrzucając
kołdrę na podłogę. Pościel przykryła sobą cały bałagan.
- A więc która to już
godzina?- zapytała samą siebie zaspana i sięgnęła po komórkę
leżącą na nocnej szafce. Odczytała godzinę.- Ósma szesnaście.
Aha spoko.- wymamrotała i przeciągnęła się. Na przeciwko jej
łóżka, na drzwiach szafy wisiało lustro. Akurat spojrzała w nie
i ujrzała swoje odbicie. Podskoczyła jak oparzona.- Ło matko!-
wykrzyknęła i sięgnęła po szczotkę. Jej gęsta fryzura afro,
była w tym momencie tak bardzo zdeformowana, że trudno było
uwierzyć że jest stertą włosów.
Narzędzie do
oporządzania włosów utknęło we fryzurze. Kathe podbiegła do
komody i zaczęła szperać w jednej z szuflad. Przewróciła ją do
góry nogami, lecz nigdzie nie znalazła tego co powinno się tam
znajdować. Nagle kątem oka ujrzała swój plecak podróżny, który
miała wziąć ze sobą do samochodu, gdy będą jechać do akademii.
Rozsunęła boczną kieszeń.
- No i proszę. Zaraz, mam
nadzieję, poradzę sobie z tym koszmarem.- powiedziała wyciągając
odżywkę do rozczesywania włosów. Spryskała nią je sobie dokładnie. Po chwili wzięła inny grzebień i zaczęła starannie, powoli wyciągać szczotkę.- Świetnie.- powiedziała z nutą
spokoju gdy jej się udał. W tym momencie drzwi jej pokoju otworzyły
się.
- Kathe? Kochanie?-
odezwał się miły i opiekuńczy głos jej taty. Powoli wszedł do
pomieszczenia opierając się na klamce.- Wstałaś już? No proszę.
To wskakuj w ubrania i chodź na śniadanie.- powiedział uśmiechając
się do ukochanej córki. Ona właśnie odłożyła szczotkę i
odżywkę do plecaka.- Spakowana?- zapytał jeszcze tata, widząc to
co zrobiła.
Dziewczyna jednak
obruszyła się. Spakowana? Chyba wypadł jej z głowy mały
szczegół. Przecież Cloe, jej przyjaciółka podczas zabawy w jej
pokoju wyrzuciła ubrania z walizki. Teraz musiała je szybko
spakować...
- Taaak.- skłamała
wypowiadając to słowo przeciągle. Prędko się uśmiechnęła i
podbiegła do taty.- O której wyjeżdżamy?- zagadnęła. Ojciec
zmierzył ją srogim wzrokiem. Po chwili jednak się roześmiał.
- O dziewiątej
trzydzieści skarbie.- odpowiedział i wycofał się na korytarz.-
Ubieraj się i chodź coś zjeść.- dodał tylko i zamknął drzwi.
- Tak... Jasne...-
zmartwiła się Kathe. Spojrzała przez ramię na kołdrę, której w
końcu nie sprzątnęła.- Mam niecałe półtorej godziny na
ogarnięcie tego, siebie i własnego żołądka. Nie mam szans
zdążyć.- zamknęła oczy, wypędzając z siebie resztki snu.
Uklęknęła na podłodze i wyciągnęła walizkę spod łóżka.
Później odgarnęła pierzynę i załamała się zupełnie.- Coś
dużo tego...
Nie miała czasu na
składanie, wrzucała ubrania tak, by tylko się zmieściły. Na
biurku leżała lista, ta którą tydzień temu dostała od administracji akademii. Było w niej zawarte to co będzie mega
niezbędne do przetrwania w tej szkole. Prosili o wygodne obuwie,
koszulki i spodnie których im nie szkoda, wygodne dresy, pidżamy
na całe sześć miesięcy i takie tam. W końcu zapięła bagaż,
dosłownie na styk. Była ósma czterdzieści sześć.
Kathe wyciągnęła
walizkę z pokoju i postawiła ją w ganku. Mieszkała w
apartamentowcu i całe piętro było tylko jej i taty. Kuchnia salon
i korytarz tworzyły jedno pomieszczenie. Dziewczyna wskoczyła na
krzesło przy stole. Była już ubrana w luźne, czarne getry, buty
wiązane po kostki i ciemnoczerwoną koszulkę z wielkim diamentem.
Jej włosy były już w dobrym stanie, wiec o własny wygląd nie
martwiła się w tej chwili.
- Co tak długo? Naleśniki
są już zimne.- odezwał się jej tata, myjąc naczynia po własnym
śniadaniu. Kathe zerknęła na niego mrużąc oczy.
- Przecież mamy
zmywarkę...- wymamrotała. Ojciec machnął ręką i uśmiechnął
się promiennie.
- Wiem skarbie, ale ja
lubię zajmować sobie czymś czas rano.- zaczął się tłumaczyć.
Ona jednak wiedziała że zajmowanie sobie czasu czymkolwiek było u
niego oznaką zdenerwowania.
- Przecież nic mi się tam
nie stanie tato.- powiedziała łagodnie. Pokiwał głową.
- Wiem... muszę ci ufać
i wierzyć że będziesz na siebie uważać... ale nie wiem w jakie
towarzystwo możesz wpaść.- jęknął mężczyzna. Kathe podeszła
do niego.
- Nie jestem taka podatna
na środowisko.- zapewniła go.
Dziewiąta trzydzieści
samochód wyjechał z garażu podziemnego. Dziewczyna wyszła
głównymi drzwiami ciągnąc za sobą walizkę. Na ramieniu miała
plecak. Ojciec wyszedł z samochodu i otworzył bagażnik. Włożył
bagaż.
- Masz na pewno wszystko?-
zapytał. Walizka była jego zdaniem dość lekka.
- Spakowałam wszystko co
było na liście, plus parę swoich rzeczy.- uśmiechnęła się
Kathe. Otworzyła drzwi pasażera, wsiała i zapięła pas.
Tymczasem tata zamknął bagażnik i usiadł za kierownicą.
- No to w drogę.-
powiedział. Widać było ze martwi się jeszcze. Z wielkim żalem
wyjechał przed apartamentowiec. Minęli parę zakrętów, przejechali
obok muzeum i zajechali na parking przed stacją kolejową.
- Nigdzie nie widzę tego
twojego pomarańczowego samochodu...- wymamrotał mężczyzna
rozglądając się. Umowa była ogólnie taka. Każdy uczeń o
wyznaczonej godzinie miał się wstawić na stacji kolejowej w swoim
mieście, skąd miał ich zabrać szofer, pomarańczowym samochodem.
Dla pewności miał też okazać rodzicom pieczęć dyrekcji. Tutaj
jednak nie było wcale widać tego pojazdu. Kathe westchnęła
głośno.
- Może się spóźniliśmy?-
zapytała.
- Nie możliwe. Jesteśmy
na czas.- powiedział niezadowolony ojciec. Nagle usłyszeli
trąbnięcie tuż za nimi. Obrócili się gwałtownie.
- O jest!- zawołała
dziewczyna podekscytowana. Wyskoczyła z auta. Tata podał jej
bagaż i ucałował ją mocno.
Z pomarańczowego
samochodu wyszedł wysoki mężczyzna w garniturze koloru
ciemnozielonego. Ukłonił się nisko i przejął cięższy bagaż.
- Witam madame, witam
sir.- przywitał się elegancko.- Panna Kathe Comb, jak mniemam?
Szczęśliwa dziewczyna, która otrzymała list z akademii. Miło mi
pannę poznać. Nazywam się Fileash Naval. Będę pani prywatnym
szoferem.- dziewczyna uśmiechnęła się na tę wiadomość. Nie
mówili wcale o takich udogodnieniach. Spojrzała na tatę. Był w
szoku. Być może też zmieniał właśnie zdanie o akademii?
- Mi również miło pana,
panie Naval poznać. Nie uprzedzono mnie o tym że będę mieć
szofera...- przyznała Kathe.
- Nikogo administracja nie
uprzedziła.- uśmiechnął się. Spojrzał na zegarek, który miał
na ręku.- Musimy jechać. Zaraz będziemy spóźnieni.- powiedział i
ruszył do bagażnika. Włożył tam starannie walizkę. Otworzył
drzwi przed Kathe i pozwolił jej wsiąść powoli. Po pożegnaniu z
ojcem ruszyli.
Droga była długa.
Okropnie długa. Po wyjechaniu z miasta, samochód sunął wyłącznie
autostradą. Kathe miała nadzieję ze wytrzyma całą drogę, lecz
nie mogła i sen ją znużył. Obudziła się dopiero na miejscu.
Samochód zatrzymał się w cieniu wierzby płaczącej. Obok drzewa
było piękne, jasne jezioro z którego wypływaj strumień. Widać
było też wejście do szkoły, za małym kamiennym mostkiem.
Dziewczyna wyszła.
Fileash poprowadził ją przez parking i wprowadził do szkoły przez
duże szklane drzwi tuż za mostkiem. Korytarz główny był niezwykle
wysoki i piękny. Na każdej ścianie wisiała głowa smoka, każda
inna, o innych rysach i z innym medalionem na szyi. Ściany były
jasnożółte, pełne donic z kwiatami. Przez środek płynął mały
strumyczek tworząc błędne koło. Słychać było ptaki. Szofer
poprowadził pannę do paszczy zielonego smoka.
- To jest patron zespołu,
do którego jesteś przydzielona. Z jego członkami będziesz
dzieliła pokój i z nimi z pewnością będziesz miała najczęściej
kontakt.- powiedział. Podał jej medalion z zielonym liściem w złotej ramce i oddalił się. Walizki nie zostawił.
- Aha...- Kathe rozejrzała
się dookoła. Na środku był drogowskaz.- Dormitoria? Dobra.. Co
wiem? Jestem z zielonego zespołu z listkiem, nazywam się Kathe
Comb, moim szoferem jest Fileash Naval...- ruszyła w stronę pokoi.
Okazały się być czterema małymi, drewnianymi domkami wśród
wysokich, ciemnych drzew. Każdy miał na ogrodzeniu z żywopłotu
wielką tablicę z nazwą zespołu. Zielona nosiła napis: Arow.
Kathe podeszła do drzwi
i zapukała. Usłyszała odgłosy koreańskiego popu. Zapukała więc
jeszcze raz. Wtedy dopiero ktoś zbliżył się do drzwi. Otworzyły
się delikatnie, za nimi stała piękna, blond włosa dziewczyna.
Uśmiechnęła się na widok nowej.
- Witaj laska.-
powiedziała. I złapała ją za rękę.- Wchodź wchodź, jesteś z
Arow nie? Fajnie. Bo wiesz klasa trzecia zabrała poprzednio aż
dwóch naszych członków.- powiedziała, nie dając Kathe dojść do
słowa. Domek był bardzo przytulny. Mieścił w sobie kuchnię,
salonik, dwie małe sypialnie i łazienkę. Na środku był dywan z
wielkim zielonym smokiem. Nie ma co ukrywać, był klimacik.
- Hej.- przywitała się
czarnowłosa.- Jestem Kathe.- blondynka uśmiechnęła się do niej
jeszcze raz.
- Ja Koi.- powiedziała.
Towarzyszka posłała jej dziwne spojrzenie, wiec od razu wolała się
wytłumaczyć.- Japonka, stąd to imię.- Kathe skinęła głową na
znak zrozumienia Zauważyła w rogu swój własny bagaż.
- Widzę że szofer
przyniósł.- powiedziała sama do siebie, rozglądając się gdzie
mogłaby wypakować.
- Tam masz pokoje, są szafy. Mamy podobno jeszcze jedną dziewczynę w teamie, więc nie
wiem czy nie będziemy spały w jednym pokoju a drugi zostawimy na
imprezy co?- zagadnęła. Dziewczynie w afro, pomysł się spodobał.
Rozpakowała się do małej skrzyni przytwierdzonej do łóżka,
wsunęła walizę pod nie i upadła na pościel jak zabita. Pachniała
lawendą. Koi przysiadłą na własnym posłaniu.
- Nie wyspana?-
zainteresowała się. Sama była bardzo wypoczęta.
- Mhm... Zabalowałam
wczoraj.- przyznała z uśmiechem. Ale na myśl o wywaleniu ciuchów
z walizki, co zrobiła Cloe, zadrżała. Nie spodobało jej się to
nie ma co, ale przecież są przyjaciółkami. Raz przekroczyła
granicę, więcej tego nie zrobi... prawda?
Subskrybuj:
Posty (Atom)