Strony

niedziela, 30 sierpnia 2015

"Wysokie loty" Rozdział 2

"Smok razy jeden" Dziedziniec akademii. Miejsce pełne spokojnej atmosfery, nieprzerwanej niczym. Drobne, niebieskie ptaki ćwierkały w koronach drzew, które rosły dookoła dziedzińca. Po środku znajdowała się ciemna, kamienna płyta, nawet sporych rozmiarów. Tego dnia, naokoło niej rozstawione były ławki i krzesła. Naturalnie, jak na tak nieliczną akademię jak ta, miejsc siedzących było o wiele za dużo.Drzwi pobliskiego gabinetu dyrektora, mieszczącego się na północ od dziedzińca, otworzyły się. Porządnie skrzypiały, nie oliwione przez cały rok. Nikt nie widział potrzeby by to robić, w końcu sam pan dyrektor nie specjalnie przesiadywał w gabinecie. Teraz jednak musiał, w końcu czekało go długie powitanie nowych uczniów i wyjaśnienie im zasad nowego półrocza. Miał nadzieję ze szybko pójdzie, lub że uczniowie zadawać będą jakieś ciekawe pytania.Dyrektor stanął na środku kamiennej płyty. Postawił sobie wysoki stolik, który przyniósł i ułożył na nim papiery. Spisy zespołów, wyników w nauce i uczniów. Wszystko co potrzebne. Po chwili blond-włosy mężczyzna odwrócił się zamaszyście i wrócił do gabinetu. Miał na sobie ciemnoszary garnitur, kupiony specjalnie na tę okazję. Na wysokości prawej piersi przypiął sobie zapinkę z herbem szkoły, cztero-głowym smokiem koloru złotego, którego jedna z paszcz zieje ogniem do góry, tworząc wielki parasol nad pozostałymi. Sam pan dyrektor był bardzo wysoki i dość szczupły. Przyjemnie patrzyło się na jego sylwetkę i twarz, którą okalały jasne, długie włosy.Rozejrzał się po pomieszczeni i wypiął z gniazdka przedłużacz. Przewiesił go sobie przez ramię po czym ściągnął nowy praktycznie mikrofon z wysokiej szafki. Te dwie rzeczy zabrał ze sobą i zamknął drzwi gabinetu. Przedłużacz podpiął na zewnątrz, po czym włączył mikrofon i ustawił go na stoliku. Dziedziniec wciąż był prawie pusty. Dyrektor Noble zerknął na zegarek. Miał piętnaście minut. Otrzepał ramię, na którym jak się okazało zostało parę drobinek kurzu, gdyż przedłużacz był brudny. Nagle spośród drzew, na ścieżce wiodącej na dziedziniec wyłoniła się postać. Pierwszy nauczyciel zdecydował się przybyć na umówione miejsce spotkania. Była to kobieta, Victoria Kite, która w tym roku miała uczyć teorii jazdy. To pierwszy rok jej pracy, sama parę lat temu wybyła z tej właśnie akademii.Nauczycielka miała kasztanowe włosy, związane z tyłu głowy w śmieszną, odstającą kitkę. Z każdym jej krokiem kucyk podskakiwał wybijając rytm kroków. Dyrektor uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła ten gest nieco zaskoczona i zajęła miejsce siedzące na najbliższej ławce. Mężczyzna, z racji tego że miał jeszcze trochę czasu i nie znał zupełnie kobiety, którą zatrudnił zbliżył się ku niej.- Witam.- przywitał się i usiadł na ławce obok.- Nazywam się Robin Noble.- przedstawił się.- Witam.- powiedziała kobieta nieśmiało.- Och, pan dyrektor tak?- zawstydziła się jeszcze bardziej. Nie miała okazji rozmawiać z własnym szefem. Zatrudnił ją pocztą, sama wysłała zgłoszenie.- Tak, we własnej osobie.- przyznał blond-włosy. Uśmiechnął się.- Pani to zapewne Victoria Kite?- zagadnął, domniemając że tak właśnie jest. Skinęła głową.- Tak, to własnie ja.- powiedziała powoli.- Ogromnie panu, panie dyrektorze dziękuję za zatrudnienie mnie w pańskiej szkole.- dodała po chwili z wdzięcznością w głosie. Widać, na tej pracy zależało jej ogromnie. W końcu... zajęła miejsce kogoś innego, kogoś kto uczył uprzednio. Miała świadomość, że przez nią być może ktoś stracił pracę... i że uczniowie nie specjalnie się z tego powodu ucieszą.Dwoje ludzi, miało jeszcze rozmawiać gdy usłyszeli kroki z zachodniej strony parku. Ktoś szedł w ich kierunku na wysokich obcasach, lecz wcale nie powoli. Szedł bardzo szybko! Z pośród cieni, na słoneczny dziedziniec wyszła niebiesko-włosa nauczycielka głębinologii. Trzymała przy klatce piersiowej plik papierów. Była ubrana jak zawsze, dość nietypowo. Na rozpoczęcie roku założyła spódnicę do kolan, na której wymalowane były zielone, żółte i czerwone ryby na błękitnym atłasie. Jej biała bluzka, miała bufiaste, krótkie rękawy. Buty, były na wysokim obcasie, bardzo wysokim nawet i niezwykle grubym. Jej głowę zdobił olbrzymi, pomarańczowy kapelusz, a od patrzenia na niego, oczy bolały okropnie.Kobieta minęła stolik dyrektora i bez skrępowania zerknęła na kartki na nim leżące. Mruknęła coś pod nosem i podeszła do siedzących już starszych. Usiadła na ławce poprawiając swoją spódnicę zamaszyście. Odwróciła się do dyrektora i nowej nauczycielki, po czym uśmiechnęła do nich.- Pan Nobel?- zmierzyła go wzrokiem. Pracowała w szkole o wiele dłużej od niego. Stał się dyrektorem niecałe dwa lata temu, w spadku po ojcu. Poza tym faktem, kobieta odczuwała co do niego niechęć. Nie interesował się szkołą, od co.- Tak. A pani to Lucid? Sora? O ile się nie mylę..?- odezwał się. Sora pokiwała głową. Uśmiechnęła się do Victorii, z którą poznały się już na parkingu, gdyż pojawiły się tam w tym samym czasie.- Witaj kochana.- powitała ją tylko i zwróciła w stronę stolika, stojącego na środku kręgu.Nagle wszyscy zaczęli się schodzić, więc dyrektor ustąpił swojego miejsca i stanął przy mikrofonie. Jako pierwsi, od strony południowej nadeszli członkowie zespołu Nzelle. Przewodniczyła im niezwykle piersiasta kobieta, o cudownych kształtach. Jej ciemnobrązowe włosy, związane w długi warkocz opadały jej na prawy bok. Była ostro umalowana. Na sobie miała czerwoną spódnicę, dość jak na nauczycielkę krótką i czarną, obcisłą bluzkę na ramiączka, nogi zdobiły jej szpilki. Szła wyprostowana, z powagą wymalowaną na twarzy.Za nią niczym pieski przywiązane na smyczy, szło trzech chłopców. Byli widocznie zapatrzeni w nauczycielkę. Pierwszy z nich miał czarne włosy, był niski i nader przy tuszy. Od razu widać było, że będzie trudnym uczniem. Drugi, odziany w jasnoniebieską koszulę i zwyczajne zupełnie dżinsy, szedł chłopak o powalającej urodzie. Miał błękitne włosy i zupełnie niebieskie oczy. Pod prześwitującą koszulą widać było jego wypracowane, piękne mięśnie. Idąc tak, uśmiechał się tylko, na myśl o nowym, idealnym roku szkolnym. Trzeci, szedł chłopak niski, a jednak najstarszy. Nie widać było u niego żadnych mięśni, ale nie przypominał pierwszego tłuściocha. Miał ciemne włosy i jasne oczy, wpatrujące się przed siebie, w nauczycielkę. Nie można było zupełnie wyczuć jego charakteru.Grupa Nzelle, zasiadła na całej, wolnej jeszcze ławce. Dyrektor chwilę sam, nie wiedząc jak głupio to wygląda, przypatrywał się idealnej prawie że kobiecie. Pani Kenedy, bo tak właśnie miała na imię opiekunka trzech chłopców, potrafiła jednak zignorować zupełnie ich spojrzenia.Następnie pojawiła się kolejna grupka. Frenetic, zespół noszący się w ognistych barwach był prowadzony przez sympatycznego, niskiego mężczyznę. Miał on długą, ciemną brodę i szeroko się uśmiechał, dźwigając swój duży brzuch. Na sobie miał ciemnobrązową, skórzaną kurtkę, która opasana była czarnym pasem ze złotą klamrą.Jego uczniowie uśmiechali się również, ale nieco bardziej nieprzyjemnie. Pierwsza dziewczyna, jedyna jak na razie z uczennic znajdujących się na dziedzińcu, miała na sobie sukienkę po kolana, czerwoną z żółtym pasem. Jej włosy były nadzwyczajnie dziwne. Koloru blond fryzura, z jednej strony obcięta była powyżej ramion, a z drugiej ciągnęła się w dół, za same łokcie. Na dodatek na czole dziewczyny spoczywała równiutka grzywka. Średniej wysokości istotka, uśmiechała się podejrzliwie i świdrowała błękitnymi oczami. Tuż obok niej przystanął blond-włosy chłopak. Zdawał się zupełnie pasować do niej charakterem. Był wyższy i szczuplejszy, a palce jego wyglądały na przeraźliwie długie. Włosy ścięte bardzo krótko, sprawiały że wyglądał na dorosłego prawie, a w rzeczywistości, liczył sobie zaledwie piętnaście lat.Trzeci ich towarzysz, o wiele łagodniejszy od nich, był niezauważalnie przystojnym człowiekiem. Jego pachnące, brązowe włosy zwróciły uwagę paru nauczycieli, którzy zaczęli wwąchiwać się nie mając pojęcia że to właśnie on roznosi ten zapach. Był mniej więcej tak wysoki jak blond-włosa dziewczyna z jego zespołu, lecz o wiele bardziej umięśniony.Usiedli. Zaraz potem pojawiły się pozostałe zespoły, Radius i Arow.Na czele zielonych stąpał twardo po ziemi mężczyzna w garniturze, nierozłącznym ubiorem w którym zawsze go widywano. Nawet umięśniony mężczyzna, miał przylizane, ciemne włosy i bardzo twardy wyraz twarzy. Prowadził za sobą trzy dziewczyny, Kathe, Koi i Weronicę, włoszka o długich, brązowych i falowanych włosach.Radius, zespół składający się z dwóch osób płci pięknej i jednego chłopaka, jedyne zbiorowisko, które nie musiało witać zupełnie nowych członków usiadło na ławce obok Nzelle. Ich opiekun, rudy, wysoki, chudy i piegowaty, Scott, nauczyciel akrobatyki puścił oko do czarującej opiekunki zespołu samych chłopców. Odwróciła jednak wzrok.Dyrektor przejęty nieco całym zbiorowiskiem, poprawił krawat pod szyją i przemówił do mikrofonu.- Witam was, drodzy nauczyciele oraz was, drodzy uczniowie na początku nowego roku szkolnego w naszej "wspaniałej" akademii.- powiedział i rozłożył uroczyście ręce, na znak tego że on "uwielbia" tę szkołę. Uczniowie zaczęli między sobą rozmawiać, ale po chwili uciszyli się.- Jestem waszym dyrektorem, nazywam się Robin Noble i będę służył dobrą radą waszym wychowawcom, przez cały rok.- oświadczył. Zaczęto bić brawo, lecz mężczyzna uciszył zgromadzenie.- Przedstawię teraz wszystkie zespoły, które istnieją tutaj nieprzerwanie od samego początku, oraz ich członków.- wziął do ręki odpowiednią listę.- Zapraszam opiekuna zespołu Nzelle, panią Kenedy Gammę.- powiedział. Kobieta o długim warkoczu podniosła się z gracją i zbliżyła do blond-włosego dyrektora. Odwróciła się do uczniów i przejęła mikrofon.- W tym roku, jak z resztą i w poprzednim przewodniczyć będę poczynaniom wodnych smoków i ich jeźdźców, podczas zajęć z techniki lotów.- wyjaśniła. W końcu zostało to wyraźnie powiedziane. Smoki! Nowi uczniowie lekko się przejęli. Nie wspomniano im o tym. Była tylko mowa o zupełnie innym sposobie nauczania i nabyciu nowych umiejętności, które nie powinny wyjść na jaw. Kathe, pierwszoklasista pobladła.Pan dyrektor znowu odezwał się.- Tak... Zajęcia z techniki są głównym celem tego zespołu, a teraz niech cała szkoła pozna członków.- ogłosił. Zrobił krótką pauzę i zaczął wymieniać.- Kollin Prefably.- Chłopak, najbardziej nijaki z całej trójki Nzelle wyszedł na podest. Uśmiechnął się do wszystkich.- Harold Uproar.- umięśniony właściciel prześwitującej koszulki zarzucił niebieskimi włosami i niezwykle przedostał się obok dyrektora.- Oraz nowy uczeń, Albert Neon.- tłusty chłopiec, wiele się namęczył by podnieść się z niskiej ławki. gdy mu się wreszcie udało, nastąpił na stopę Kollinowi, która aż zawył z bólu. Parę dziewczyn zachichotało.- To jest skład zespołu Nzelle.- zakończył pan Robin i obecni obok niego, na kamiennej płycie, rozeszli się.- A teraz proszę o podejście, opiekuna zespołu Arow, pana Tommasa Adulta.- mężczyzna w garniturze, mocno stąpając po ziemi, aż ciarki przechodziły zbliżył się. Otrzymał mikrofon i chwilę milczał.- Moje lekcje, są bardzo ważne, bo uczyć się na nich będziecie walki.- powiedział twardo.- Jedna nieobecność, jedna ucieczka, przysięgam jak tu stoję że będzie źle.- ostrzegł. Dyrektor skinął głową.- Członkowie zespołu Arow, to Koi Wasabi.- japonka podniosła się i zadowolona podeszła.- Oraz dwie nowe panie, Kathe Comb.- dziewczyna z afro również się podniosła, lecz była bardzo zestresowana w aktualnej chwili, więc zrobiła to powoli. Zbliżyła się.- Oraz Weronica Verge.- oznajmił. Włoszka wyskoczyła z rzędu ławek i w podskokach wylądowała prawie na samym dyrektorze. Odsunął się, po czym mówił dalej.- To skład zespołu, zajmującego się walką.- wyjaśnił i wrócili na swoje miejsca.Następnie przedstawiony został zespół Radius, którego przewodnikiem był profesor Scott Lessee. Przedstawił zespół krótko: "Lubimy akrobacje, więc to właśnie w powietrzu spędzimy czas.". Jego członkami okazały się być dziewczęta: Wendy Hardy, siedemnastoletnia dziewczyna, o krótkich fioletowych włosach i żółtych oczach, która wydawała się nie zauważać otoczenia i Lea Dire, chuda, blada, wysoka i zupełnie ruda dziwaczka związująca włosy w dwa, potargane kucyki. Chłopak należący do zespołu, Włoch Andrei Cannon, siedemnastolatek mierzył wzrokiem nowych. Był opalonym przystojniakiem, o długich, gęstych włosach w ciemnym kolorze i umięśnionym ciele.Frenetic zaprezentował się źle. Miły nauczyciel, o długaśnej brodzie i prze przyjemnym wyglądzie, Fredrik Ewe z przykrością przyznał, ze do zespołu dostają się zazwyczaj uczniowie o złym i nikczemnym charakterze. Tak było i teraz. Blond-włosa, szesnastoletnia dziewczyna, o wrednym spojrzeniu szczerzyła się podle do zebranych. Była to Pola Roughly. Jej towarzysz natomiast, ten wysoki krótko ścięty blondyn, Jeremiasz Reptile, pokazał język, zupełnie niczym dziecko, Albertowi. Ostatni z nich, jako tako mógł uratować honor Freneticu. Wyszedł na środek, miło uśmiechając się do wszystkich. Pomachał im ze środka. Był to ten o pachnących włosach, Edward Soothing.Prezentacja zakończyła się. Dyrektor poszperał coś jeszcze w papierach, przedstawił pannę Kitę, tę z którą rozmawiał chwilę, oraz panią Sorę Lucid. One jako jedyne nie opiekowały się żadnym zespołem.Po całej uroczystości, towarzystwo mogło udać się na plac, było to miejsce do grillowania, pięć huśtawek i koce do urządzania pikników.Nauczyciele nie skorzystali z tej propozycji. Wszyscy poznikali gdzieś we własnych pokojach, by odpocząć po podróży. Uczniowie natomiast, bardzo chcieli poznać się nawzajem.

wtorek, 21 lipca 2015

"Wysokie lot" Rozdział 1

"Arow. Dom koreańskiego popu."

 Do pokoju, w którym nie było miejsca wolnego na ścianach, a podłoga cała była w przygotowanych do spakowania ubraniach właśnie wpadały pierwsze promienie słońca. Było to oznaką tego, że nowy dzień właśnie wstał. Coś dużego i bardzo marudnego poruszyło się pod kołdrą. Jęknęło gdy światło uderzyło mu w oczy.
- Błagam...- jęknęła dziewczyna, usiłując zasłonić sobie twarz poduszką.- Zgaśnij na wieki.- poprosiła. Lecz słońce nie zamierzało słuchać jej błagań. Wspinało się coraz wyżej.
Nastolatka odwróciła głowę w drugą stronę. Usłyszała właśnie jakieś stukoty i szuranie w pomieszczeniu obok, które służyło za kuchnię.
- Tato!- zawołała dziewczyna stłumionym przez pościel głosem. Nikt jej nie odpowiedział.- Weź no zasłoń mi żaluzję...- dodała wykończona. Zakryła się cała kołdrą.- A mówili nie baluj zbyt długo bo będziesz zmęczona...- wymamrotała wspominając uprzedni dzień. Ale była wtedy zbyt zaaferowana pakowaniem i pogawędkami z przyjaciółkami które u niej były, w ten ostatni wakacyjny dzień. Jej walizka i tak była wciąż pusta. Ktoś wyrzucił wszystkie ubrania z jej środka i trzeba było uporządkować je od nowa. Ale Kathe nie miała zamiaru o tym myśleć. Jedyne czego pragnęła, to spać.
 Jęknęła parę razy, próbując ułożyć się w jakiejś wygodnej pozycji, siedząc pod pierzyną. Ciężko jej się oddychało. Wyłoniła się niczym płaz, kładąc głowę na poduszce. Była już bardzo przebudzona, nie miała siły zamykać oczu. Spojrzała na znienawidzone, niezasłonięte żaluzją okno.
- I co? Zadowolone?- zapytała. Z elementami własnego pokoju rzadko zdarzało jej się rozmawiać, a jeśli już to rzucała w ich kierunku obelgami.
 Kathe wstała odrzucając kołdrę na podłogę. Pościel przykryła sobą cały bałagan.
- A więc która to już godzina?- zapytała samą siebie zaspana i sięgnęła po komórkę leżącą na nocnej szafce. Odczytała godzinę.- Ósma szesnaście. Aha spoko.- wymamrotała i przeciągnęła się. Na przeciwko jej łóżka, na drzwiach szafy wisiało lustro. Akurat spojrzała w nie i ujrzała swoje odbicie. Podskoczyła jak oparzona.- Ło matko!- wykrzyknęła i sięgnęła po szczotkę. Jej gęsta fryzura afro, była w tym momencie tak bardzo zdeformowana, że trudno było uwierzyć że jest stertą włosów.
 Narzędzie do oporządzania włosów utknęło we fryzurze. Kathe podbiegła do komody i zaczęła szperać w jednej z szuflad. Przewróciła ją do góry nogami, lecz nigdzie nie znalazła tego co powinno się tam znajdować. Nagle kątem oka ujrzała swój plecak podróżny, który miała wziąć ze sobą do samochodu, gdy będą jechać do akademii. Rozsunęła boczną kieszeń.
- No i proszę. Zaraz, mam nadzieję, poradzę sobie z tym koszmarem.- powiedziała wyciągając odżywkę do rozczesywania włosów. Spryskała nią je sobie dokładnie. Po chwili wzięła inny grzebień i zaczęła starannie, powoli wyciągać szczotkę.- Świetnie.- powiedziała z nutą spokoju gdy jej się udał. W tym momencie drzwi jej pokoju otworzyły się.
- Kathe? Kochanie?- odezwał się miły i opiekuńczy głos jej taty. Powoli wszedł do pomieszczenia opierając się na klamce.- Wstałaś już? No proszę. To wskakuj w ubrania i chodź na śniadanie.- powiedział uśmiechając się do ukochanej córki. Ona właśnie odłożyła szczotkę i odżywkę do plecaka.- Spakowana?- zapytał jeszcze tata, widząc to co zrobiła.
Dziewczyna jednak obruszyła się. Spakowana? Chyba wypadł jej z głowy mały szczegół. Przecież Cloe, jej przyjaciółka podczas zabawy w jej pokoju wyrzuciła ubrania z walizki. Teraz musiała je szybko spakować...
- Taaak.- skłamała wypowiadając to słowo przeciągle. Prędko się uśmiechnęła i podbiegła do taty.- O której wyjeżdżamy?- zagadnęła. Ojciec zmierzył ją srogim wzrokiem. Po chwili jednak się roześmiał.
- O dziewiątej trzydzieści skarbie.- odpowiedział i wycofał się na korytarz.- Ubieraj się i chodź coś zjeść.- dodał tylko i zamknął drzwi.
- Tak... Jasne...- zmartwiła się Kathe. Spojrzała przez ramię na kołdrę, której w końcu nie sprzątnęła.- Mam niecałe półtorej godziny na ogarnięcie tego, siebie i własnego żołądka. Nie mam szans zdążyć.- zamknęła oczy, wypędzając z siebie resztki snu. Uklęknęła na podłodze i wyciągnęła walizkę spod łóżka. Później odgarnęła pierzynę i załamała się zupełnie.- Coś dużo tego...
Nie miała czasu na składanie, wrzucała ubrania tak, by tylko się zmieściły. Na biurku leżała lista, ta którą tydzień temu dostała od administracji akademii. Było w niej zawarte to co będzie mega niezbędne do przetrwania w tej szkole. Prosili o wygodne obuwie, koszulki i spodnie których im nie szkoda, wygodne dresy, pidżamy na całe sześć miesięcy i takie tam. W końcu zapięła bagaż, dosłownie na styk. Była ósma czterdzieści sześć.
Kathe wyciągnęła walizkę z pokoju i postawiła ją w ganku. Mieszkała w apartamentowcu i całe piętro było tylko jej i taty. Kuchnia salon i korytarz tworzyły jedno pomieszczenie. Dziewczyna wskoczyła na krzesło przy stole. Była już ubrana w luźne, czarne getry, buty wiązane po kostki i ciemnoczerwoną koszulkę z wielkim diamentem. Jej włosy były już w dobrym stanie, wiec o własny wygląd nie martwiła się w tej chwili.
- Co tak długo? Naleśniki są już zimne.- odezwał się jej tata, myjąc naczynia po własnym śniadaniu. Kathe zerknęła na niego mrużąc oczy.
- Przecież mamy zmywarkę...- wymamrotała. Ojciec machnął ręką i uśmiechnął się promiennie.
- Wiem skarbie, ale ja lubię zajmować sobie czymś czas rano.- zaczął się tłumaczyć. Ona jednak wiedziała że zajmowanie sobie czasu czymkolwiek było u niego oznaką zdenerwowania.
- Przecież nic mi się tam nie stanie tato.- powiedziała łagodnie. Pokiwał głową.
- Wiem... muszę ci ufać i wierzyć że będziesz na siebie uważać... ale nie wiem w jakie towarzystwo możesz wpaść.- jęknął mężczyzna. Kathe podeszła do niego.
- Nie jestem taka podatna na środowisko.- zapewniła go.
Dziewiąta trzydzieści samochód wyjechał z garażu podziemnego. Dziewczyna wyszła głównymi drzwiami ciągnąc za sobą walizkę. Na ramieniu miała plecak. Ojciec wyszedł z samochodu i otworzył bagażnik. Włożył bagaż.
- Masz na pewno wszystko?- zapytał. Walizka była jego zdaniem dość lekka.
- Spakowałam wszystko co było na liście, plus parę swoich rzeczy.- uśmiechnęła się Kathe. Otworzyła drzwi pasażera, wsiała i zapięła pas. Tymczasem tata zamknął bagażnik i usiadł za kierownicą.
- No to w drogę.- powiedział. Widać było ze martwi się jeszcze. Z wielkim żalem wyjechał przed apartamentowiec. Minęli parę zakrętów, przejechali obok muzeum i zajechali na parking przed stacją kolejową.
- Nigdzie nie widzę tego twojego pomarańczowego samochodu...- wymamrotał mężczyzna rozglądając się. Umowa była ogólnie taka. Każdy uczeń o wyznaczonej godzinie miał się wstawić na stacji kolejowej w swoim mieście, skąd miał ich zabrać szofer, pomarańczowym samochodem. Dla pewności miał też okazać rodzicom pieczęć dyrekcji. Tutaj jednak nie było wcale widać tego pojazdu. Kathe westchnęła głośno.
- Może się spóźniliśmy?- zapytała.
- Nie możliwe. Jesteśmy na czas.- powiedział niezadowolony ojciec. Nagle usłyszeli trąbnięcie tuż za nimi. Obrócili się gwałtownie.
- O jest!- zawołała dziewczyna podekscytowana. Wyskoczyła z auta. Tata podał jej bagaż i ucałował ją mocno.
Z pomarańczowego samochodu wyszedł wysoki mężczyzna w garniturze koloru ciemnozielonego. Ukłonił się nisko i przejął cięższy bagaż.
- Witam madame, witam sir.- przywitał się elegancko.- Panna Kathe Comb, jak mniemam? Szczęśliwa dziewczyna, która otrzymała list z akademii. Miło mi pannę poznać. Nazywam się Fileash Naval. Będę pani prywatnym szoferem.- dziewczyna uśmiechnęła się na tę wiadomość. Nie mówili wcale o takich udogodnieniach. Spojrzała na tatę. Był w szoku. Być może też zmieniał właśnie zdanie o akademii?
- Mi również miło pana, panie Naval poznać. Nie uprzedzono mnie o tym że będę mieć szofera...- przyznała Kathe.
- Nikogo administracja nie uprzedziła.- uśmiechnął się. Spojrzał na zegarek, który miał na ręku.- Musimy jechać. Zaraz będziemy spóźnieni.- powiedział i ruszył do bagażnika. Włożył tam starannie walizkę. Otworzył drzwi przed Kathe i pozwolił jej wsiąść powoli. Po pożegnaniu z ojcem ruszyli.
Droga była długa. Okropnie długa. Po wyjechaniu z miasta, samochód sunął wyłącznie autostradą. Kathe miała nadzieję ze wytrzyma całą drogę, lecz nie mogła i sen ją znużył. Obudziła się dopiero na miejscu. Samochód zatrzymał się w cieniu wierzby płaczącej. Obok drzewa było piękne, jasne jezioro z którego wypływaj strumień. Widać było też wejście do szkoły, za małym kamiennym mostkiem.
Dziewczyna wyszła. Fileash poprowadził ją przez parking i wprowadził do szkoły przez duże szklane drzwi tuż za mostkiem. Korytarz główny był niezwykle wysoki i piękny. Na każdej ścianie wisiała głowa smoka, każda inna, o innych rysach i z innym medalionem na szyi. Ściany były jasnożółte, pełne donic z kwiatami. Przez środek płynął mały strumyczek tworząc błędne koło. Słychać było ptaki. Szofer poprowadził pannę do paszczy zielonego smoka.
- To jest patron zespołu, do którego jesteś przydzielona. Z jego członkami będziesz dzieliła pokój i z nimi z pewnością będziesz miała najczęściej kontakt.- powiedział. Podał jej medalion z zielonym liściem w złotej ramce i oddalił się. Walizki nie zostawił.
- Aha...- Kathe rozejrzała się dookoła. Na środku był drogowskaz.- Dormitoria? Dobra.. Co wiem? Jestem z zielonego zespołu z listkiem, nazywam się Kathe Comb, moim szoferem jest Fileash Naval...- ruszyła w stronę pokoi. Okazały się być czterema małymi, drewnianymi domkami wśród wysokich, ciemnych drzew. Każdy miał na ogrodzeniu z żywopłotu wielką tablicę z nazwą zespołu. Zielona nosiła napis: Arow.
Kathe podeszła do drzwi i zapukała. Usłyszała odgłosy koreańskiego popu. Zapukała więc jeszcze raz. Wtedy dopiero ktoś zbliżył się do drzwi. Otworzyły się delikatnie, za nimi stała piękna, blond włosa dziewczyna. Uśmiechnęła się na widok nowej.
- Witaj laska.- powiedziała. I złapała ją za rękę.- Wchodź wchodź, jesteś z Arow nie? Fajnie. Bo wiesz klasa trzecia zabrała poprzednio aż dwóch naszych członków.- powiedziała, nie dając Kathe dojść do słowa. Domek był bardzo przytulny. Mieścił w sobie kuchnię, salonik, dwie małe sypialnie i łazienkę. Na środku był dywan z wielkim zielonym smokiem. Nie ma co ukrywać, był klimacik.
- Hej.- przywitała się czarnowłosa.- Jestem Kathe.- blondynka uśmiechnęła się do niej jeszcze raz.
- Ja Koi.- powiedziała. Towarzyszka posłała jej dziwne spojrzenie, wiec od razu wolała się wytłumaczyć.- Japonka, stąd to imię.- Kathe skinęła głową na znak zrozumienia Zauważyła w rogu swój własny bagaż.
- Widzę że szofer przyniósł.- powiedziała sama do siebie, rozglądając się gdzie mogłaby wypakować.
- Tam masz pokoje, są szafy. Mamy podobno jeszcze jedną dziewczynę w teamie, więc nie wiem czy nie będziemy spały w jednym pokoju a drugi zostawimy na imprezy co?- zagadnęła. Dziewczynie w afro, pomysł się spodobał. Rozpakowała się do małej skrzyni przytwierdzonej do łóżka, wsunęła walizę pod nie i upadła na pościel jak zabita. Pachniała lawendą. Koi przysiadłą na własnym posłaniu.
- Nie wyspana?- zainteresowała się. Sama była bardzo wypoczęta.

- Mhm... Zabalowałam wczoraj.- przyznała z uśmiechem. Ale na myśl o wywaleniu ciuchów z walizki, co zrobiła Cloe, zadrżała. Nie spodobało jej się to nie ma co, ale przecież są przyjaciółkami. Raz przekroczyła granicę, więcej tego nie zrobi... prawda?