Strony

sobota, 13 grudnia 2014

"Głuche pióro" Rozdział 4

 Tego dnia czułam się przeziębiona... Tak, zapewne był by to dość ciekawy żart z perspektywy innych rzeźb... ale ja naprawdę czułam się dziwnie. Kiedyś słyszałam że przeziębienia łatwo poznać po silnym bóle gardła i w okolicach nosa... Te objawy, które mi się przytrafiły, pasowały jedynie do tej choroby. Nie jestem do końca pewna... Ale chyba przeziębieniem można się zarazić przez dotykanie wyjątkowo ciężkich rzeczy. Czy to dziwne, iż mam takie spostrzeżenia? Nikt nie był w stanie mi nigdy tego wyjaśnić... a więc czy byłam przeziębiona?
 To zaczęło się jesiennego poranka. Wielu osób nie było w szkole. Wśród uczniów mówiono, że wszyscy chorują, źle się czują, albo z powodu wielu testów w tygodniu wagarują. Ciekawe jak spędzając tak właściwie czas na wagarach... W każdym razie historia ta nie wydarzyłaby się, gdyby nie przeciętna dziewczyna z klasy Miss CC. Dlaczego określiłam ją tym mianem? Otóż... Osoba ta nie odznaczała się jakoś specjalnie na tle klasy. Była zupełnie zwyczajna, gadała ze wszystkimi, o wszystkim... Jakoś szczególnie też się nie ubierała. Znoszone dżinsy, przylegające do jej ciała plus jakaś ciemnoczerwona koszulka w białą, nieco brudną kratkę. W tym zazwyczaj widziało się na korytarzu nie tylko ją, ale także mnóstwo innych dziewcząt ze starszych czy też młodszych klas.
 Brenda Wilson, bo tak właśnie się nazywała, nie uważała się też pewnie za kogoś super. Unikała kontaktów z tylko jedną osobą w klasie, którą była Christy Carpenter. Na dobrą sprawę, mówiłam to już ale powtórzę, prawie nikt jej nie lubił. Wyjątek stanowiła Evelyn.
 A ta przeciętna dziewczyna... Cóż miała ciemnobrązowe włosy, niemalże czekoladowe i to było jedynie w niej wyjątkowe, ten nienaturalny odcień brązu na głowie. Do niego miała jasnozielone oczy w dość wyblakłej oprawie, której nie podkreślała żadnym kosmetykiem oraz delikatne, cienko zarysowane usta, które śmiały się niekiedy z suchych dowcipów...
 Tak. To właśnie przez nią przyszło mi się przeziębić. Tego dnia spóźniła się na dwie pierwsze lekcje i dopiero na przerwie przed trzecią zjawiła się na korytarzu. Nie zwróciłam na nią jeszcze uwagi, jak z resztą wszyscy, gdyż zaczaiła się pod ścianą, na sąsiednim oknie i zaczęła brudzić niezmienionym obuwiem ścianę pod parapetem. Wyjątkowo nieprzyjemny nawyk... był niestety dla niej codziennością. 
 W połowie tej dziesięciominutowej przerwy dopiero dała o sobie znać klasie. Obecny wtedy Mario, w jak zawsze bardzo barwnym ubiorze, zdecydował się w żartobliwy sposób zwrócić uwagę Brendzie. Zbliżył się wolno, ale w tak zabawny sposób, że od razu zaczęłam go z ciekawością obserwować. Stanął prawie że na baczność przed dziewczyną i zamachał ręką na powitanie. Nie miał nigdy w zwyczaju mówić "cześć", a więc od razu po ruchu dłonią przeszedł do sedna.
- Znowu sprzątaczki będą musiały szorować nawierzchnię pod oknami..- zaśmiał się. Czułam że jest skrępowany i niepewny co do tego jak zareaguje Bredna.
- Znowu? Bez przesady, ciągle tylko słyszy się, że sprzątają... a efektów jak nie było tak nie ma.- odpowiedziała mu. Co jeszcze było dość charakterystyczne dla tej dziewczyny to jej zmienność. Czasem wydawała się być niesamowicie wredna... a zupełnie innym razem stawała się przyjacielsko nastawioną przyjaciółką wszystkich.
- Nie widać? Zacznij nosić okulary!- wypsnęło się rozbawionemu Mario. Ale wtedy właśnie czekoladowłosa zmierzyła go wzrokiem zniesmaczona, zeskoczyła z parapetu i chwyciła swoją kurtkę, wraz z workiem z butami szkolnymi. Oczywiście wiadomo, że były tylko od tak, bo ich nie zmieniała. 
- A wypchaj się Albers.- warknęła, ale dość obojętnie i wykonała ruch zupełnie bez sensu. Przeniosła się na przestrzeń pod moim oknem, rzucając we mnie tym swoim workiem!
 I co stało się wtedy? Przeziębiłam się momentalnie, to jest zabolała mnie szyja oraz okolice nozdrzy. Ból był przeszywający, łamiący. Zupełnie jakby coś mi pękało... A wszystko to... Hałas... ciemność... i choroba były tak bardzo uciążliwe, że nie mogłam utrzymać się na jawie... i odpłynęłam nie będąc świadomą tego, co się dzieje.
 Obudziłam się długo po dzwonku, czując lepkie coś na nosie... szyi... Nie mogłam zobaczyć co to jest, ale wiedziałam z jakiegoś powodu że to najskuteczniejsze na moją dolegliwość lekarstwo. Ból jakby odchodził właśnie z tamtą chwilą... jednakże pojawiły się też dwie nieznajome sylwetki. Pierwsza z nich była to dość wysoka, szczupła i starsza kobieta z upiętą w kok, siwą fryzurą, która zdawała mi się być dyrektorką szkoły... oraz niższa, drobniejsza, czarnowłosa dziewczyna z uśmiechem na twarzy. Przyglądała mi się swoimi błyszczącymi oczami i sprawdzała jeszcze coś na moim ciele. Potem zwróciła się wielce zadowolona do towarzyszki.
- Gips związał. Myślę, że będzie widać... ale rzeźba nie straci na atrakcyjności.- powiedziała, kątem oka na mnie zerkając. Kim była? O czym mówiła? Pozostało dla mnie tajemnicą. Miałam w głowie zupełny mętlik i pragnęłam móc odpocząć od wszelkich hałasów po wykańczającej chorobie.
 Jak na zawołanie... Dyrektorka coś jeszcze powiedziała... a potem obie poszły w stronę wyjścia. Nastała cisza, błoga dla mych uszu. Nie wiedziałam ile jeszcze do dzwonka na przerwę... ale byłam zadowolona z faktu, że zapewne Brenda Wilson już się do mnie nie zbliży... Skoro zajęła się mną sama pani dyrektor... to sprawa musiała być poważna...
 W każdym razie, tak właśnie przeżyłam moje pierwsze i jedyne przeziębienie... o ile to było właśnie to. Dość zabawna sytuacja, iż nie mogę się nikogo zapytać...
 Jednak chciałam coś dodać jeszcze na koniec. Otóż... mam nadzieję, że czekacie do dzwonka, gdyż mam wam jeszcze wiele do opowiedzenia po tym gdy znów rozpocznie się przerwa.